XVI Ryjek – „Nie mordujmy tego Festiwalu!”

Kolejna Rybnicka Jesień Kabaretowa za nami. Już po raz szesnasty do Rybnika zjechały najpopularniejsze kabarety, aby wziąć udział w najbardziej niezwykłym i emocjonującym festiwalu w Polsce. I jeśli ktoś, zarówno z publiczności jak i kabaretów, myślał, że nic go już tutaj nie zaskoczy to zdecydowanie się mylił. A wszystko za sprawą kontrowersji i skandali, których w tym roku na Ryjku nie zabrakło.

Rybnicką Jesień Kabaretową znają wszyscy, którzy choć trochę interesują się tą formą sztuki. Chce być na niej każdy, kto marzy o niepowtarzalnej zabawie. A dlaczego? Ponieważ zarówno dzięki wyjątkowej formule festiwalu jak i jedynej w swoim rodzaju atmosferze Ryjek stał się elitarnym i najbardziej obleganym wydarzeniem. Fakt, że kabarety przedstawiają tu zupełnie nowe i niewypróbowane skecze jest powodem, dla którego o miejsce w rybnickim Klubie Energetyka walczą nie tylko fani, ale także osoby z kabaretowego środowiska. Jest to argumentem przyciągającym samych artystów, którzy chętnie konkurują i testują swoje pomysły. Wszystko odbywa się w przyjacielskiej atmosferze z nutką zdrowej rywalizacji. Nikt nikomu nie podkłada świni, nikt nie przekracza granicy dobrego smaku, wszyscy wzajemnie się szanują, a publiczność odbiera ekipę kabareciarzy jak zgraną drużynę, wolną od jakichkolwiek podziałów. Tak właśnie było przez wiele lat. Ale Ryjek 2011 stanowi przełom.

Na tegorocznym festiwalu ucierpiały dwie najważniejsze jego cechy, a ich zupełne zdeptanie może oznaczać, że Ryjek nie będzie już tą samą imprezą. Do pierwszego skandalu, który zdominował rozmowy na długo przed tym jak konferansjerzy – Robert Korólczyk i Bartosz Demczuk- oficjalnie otworzyli festiwal, doszło za sprawą Kabaretu Skeczów Męczących. Zespół wbrew doskonale znanej zasadzie zorganizował zamknięty koncert, na którym przed publicznością wypróbował wszystkie przygotowane na Ryjka skecze. Oczywiste jest, że do tego, aby skecz nazwać ogranym i czuć się z nim na scenie pewnie, nie wystarczy jedno, dwa czy nawet pięć występów. Ale jednorazowe wypróbowanie programu odbiera ogromną dawkę tremy i dezorientacji, która towarzyszy artystom przy premierowym koncercie. Taka próba generalna przed pełną widownią zupełnie zmienia charakter konkursu na Ryjku, a także stawia zespół w nierównej pozycji względem konkurentów. Wcześniejsze zagranie skeczy jest nie w porządku zarówno wobec kabaretów jak i fanów, których taka grupa jak KSM powinna szanować szczególnie. Dlatego reakcje pozostałych zespołów okazały się zdecydowane i jednoznaczne – KSM złamał fundamentalną zasadę konkursu i zostaje ukarany obniżeniem jego punktacji o 100 punktów, co stawia ich poza jakąkolwiek walką o wysokie miejsce. W kuluarach zdarzały się plotki na temat wypróbowywania skeczy, czasami do organizatorów docierały informacje o pojedynczych incydentach. Nigdy jednak nie było sytuacji, aby kabaret zagrał wcześniej wszystkie osiem skeczy. Okazało się, że był to strzał w kolano i podłożenie się tym, którzy i tak nie zależeli do sympatyków KSM. Tak głośna afera i taka forma kary dla Kabaretu Skeczów Męczących to przede wszystkim ostrzeżenie dla każdego na przyszłość i sygnał, że łamanie cenionych przez wszystkich zasad nie będzie akceptowane. I oby nieprzemyślany wybryk kielczan był pierwszym i ostatnim tego typu incydentem.

Nie zdążyły ucichnąć szepty i komentarze, kiedy na ustach wszystkich pojawił się kolejny skandalista imprezy. Tomasz Jachimek w pierwszej prezentowanej kategorii: „Coś tu śmierdzi” za obiekt o metaforycznie nienajlepszym zapachu uznał… Kabaret Skeczów Męczących. Ile to razy na Ryjku pojawiały się skecze parodiujące inne zespoły! Ile razy numery, w których wzajemne małe złośliwości wywoływały salwę śmiechu i najwyższe noty oceniających kabaretów stawały się hitami Ryjka! A dlaczego tym razem reakcje były inne? Bo dotychczas kabarety nie przekraczały granicy dobrego smaku i nie zaprzeczały ogólnie przyjętej definicji dobrego wychowania. Nikt jeszcze nie zostawił publiczności z poczuciem zniesmaczenia, zażenowania i oburzenia. Nikt nie porwał się na tak dosłowną krytykę kolegów z branży. Ostre opiniowanie działalności artystycznej powinno odbywać się w szczerych i bezpośrednich rozmowach, do których prowadzenia trzeba mieć choć trochę odwagi. Na scenie nie ma miejsca na wyśmiewanie artystów, szczególnie w tych pozascenicznych, prywatnych sytuacjach. W monologu Jachimka oberwało się nie tylko członkom Kabaretu Skeczów Męczących, ale także ich fanom i wielbicielom. To brawurowe posunięcie ze strony Tomka Jachimka, bo osób, które wypełniają sale na koncertach KSMu jeszcze nigdy nie brakowało. O ile nie każdy musi być fanem ich kabaretu, czy prowadzonych przez nich programów, o tyle szacunek, dla tych, którzy je tworzą i oglądają należy się bez dyskusji. Każdy ma prawo skrytykować „Kabaretożerców” i zarzucić im brak misyjności. Ale twierdzenie, że członkowie Kabaretu Skeczów Męczących nie rozumieją tego słowa, w wywiadach skupiają się na swoim wyglądzie, a priorytetem w ich życiu są dobrze wyżelowane włosy to bezczelność i prostactwo, którego niewielu spodziewałoby się po Jachimku. Zarzucając KSM niski poziom humoru, sam sięgnął scenicznego dna. Wylał on całą masę nieuzasadnionego brudu. Kabaret Skeczów Męczących nigdy nie zaprzeczył, że jest zespołem popowym, a jego twórczość jest prostą rozrywką dla mas. Jachimek chce siebie stawiać na przeciwnym biegunie kabaretowego podziału. Dlaczego więc nie pozwolić na to, aby Ci, którzy tworzą pop bawili nim swoich wielbicieli, a artyści literaccy, funkcjonując równolegle, znajdowali swoich odbiorców? Bez wchodzenia sobie w paradę i publicznego wzajemnego obrzygiwania.

Głośny monolog Jachimka wpłynął na ogólny klimat Rybnickiej Jesieni Kabaretowej. Napięcie wyczuwalne było odtąd w każdym momencie, a przy ocenianiu i reakcjach zespołów trudno było nie zauważyć podziału i agencyjnych przynależności. To, co w ubiegłym roku było zabawnym żartem Ani Mru Mru (skecz o kabaretowych stajniach), stało się zauważalną także przez widownię rzeczywistością. To, kto jest twoim managerem decyduje o tym, na ile zasługujesz punktów. A jeśli powodzi ci się lepiej, masz bardziej rozpoznawalną twarz, a w terminarzu gęsto zaplanowane koncerty – nie licz na wysoką ocenę.

W takim nastroju przyszło w tym roku działać ośmiu czołowym kabaretom. W cieniu afer i niesmacznych skandali na Ryjku pojawił się kawał dobrej kabaretowej sztuki, która zwyciężyła nad prostactwem i rozłamami. Zespoły zaprezentowały niezwykle wyrównany poziom i przedstawiły kilkadziesiąt skeczy, które w kolejnym roku królować będą na kabaretowych scenach. Kabaret Smile po raz trzeci walczył o koryto i wreszcie zapracował sobie na najwyższe miejsce na podium. Nie zabrakło powrotu Pana Stanisława, który narodził się na Ryjku, ale także zupełnie nowych postaci i zaskakujących pomysłów.

Limo również nie zawiodło poziomem przygotowania i dopracowania numerów. Pojawił się eksperymentalny stand-up w wykonaniu Szymona Jachimka, czarny humor na Titanicu, a przede wszystkim fenomenalna prowokacja, dzięki której wsparcie finansowe otrzyma dom dziecka w Sopocie. Limo zaprezentowało także typowo „ryjkowy” numer w kategorii „Dzień z życia”, udowadniając, że można w śmieszny i taktowny sposób mówić o kolegach z branży. W ten sposób przegrywając zaledwie dwoma punktami Limo zajęło drugie miejsce, ale także wypracowało sobie Koryto Publiczności.

Na miejsce trzecie wspiął się solista – Tomasz Jachimek, który w kolejnych skeczach powrócił już do wysokiego i inteligentnego poziomu. Nie unikał piosenek, zabawy formą i wątków politycznych.

Tuż za podium znalazł się kabaret, który ma po Ryjku co świętować i może być z siebie dumny. Szarpanina, jako zeszłoroczny zwycięzca Małego Ryjka nie odstawała od innych, starszych zespołów i konkurowała z nimi jak równy z równym. Szarpanina to młoda, ambitna siła, która nie boi się kontrowersji i odważnego kombinowania.

Sporo dyskusji i niecodziennych reakcji publiczności wywoływało każdorazowe pokazanie się na scenie kolejnej grupy – Kabaretusu Fraszka, który przez kilka ostatnich lat miał zakaz pojawiania się na Ryjku. Nie tylko widowni, ale także wielu zespołom w ich scenkach (bo nawet trudno je nazwać skeczami) brakowało elementu humorystycznego. Do bólu przeciągane i przegadane etiudy budziły podziw ze względu na jakość i ilość tekstu, a nie do końca o to chodzi w kabarecie.

Nowaki po raz kolejny stworzyły serię skeczy o codziennych problemach damsko męskich, czy perypetiach w Urzędzie Skarbowym, które z powodzeniem wykorzystają w nowym programie.

DNO bez zmian fascynowało rekwizytami. Każdemu skeczowi towarzyszył nowy strój, maska, gadżet. W pamięci pozostanie żuczek gnojarek, szatan oraz wielka zielona bakteria.

Kabaret Skeczów Męczących w (nie)premierowym programie pokazał numery, które nie rozczarują ich fanów. Pojawiły się dwie pomysłowe piosenki o zaskakujących puentach, zupełnie nowi bohaterowie i sposoby grania. Jarka Sadzę i Marcina Szczurkiewicza w solowych odsłonach trzeba zobaczyć koniecznie!

Ryjek to pole bitwy, ale nie można brać tego zbyt dosłownie. To także przestrzeń, w której kabarety mogą eksperymentować i sprawdzać co wolno, a czego nie przyjmie szersza publiczność. Uznajmy, że wykroczenie KSM, karygodny monolog Jachimka i inne drobne nieprawidłowości to efekt nieudanego eksperymentu, z którego wszyscy wyciągną wnioski na przyszłość.

„Nie mordujmy tego Festiwalu”- powiedział jeden z artystów, a wszyscy wielbiciele Ryjka, którzy przez 16 lat pokochali tę imprezę i nie wyobrażają sobie kabaretowego kalendarium bez tej obowiązkowej pozycji, powinni przyłączyć się do tego apelu. XVI Rybnicka Jesień Kabaretowa ujawniła problem, z którym środowisko kabaretowe powinno jak najszybciej się uporać, ale nie na oczach publiczności. I oby ryjkowy kryzys był tylko chwilowym zgrzytem, który nie przysłoni tego, co najważniejsze w kabarecie i w Rybnickiej Jesieni Kabaretowej.

Katarzyna Matylda Kaczerowska