The Umbilical Brothers nie żyją…
…Takimi słowami Tomasz Grdeń rozpoczął kolejny fenomenalny spektakl z działem australijskich gwiazd. The Umbilical Brothers ponownie wystąpili w Polsce i udowodnili, że pomimo wielokrotnego ocierania się podczas spektaklu o śmierć, mają się całkiem dobrze, a ich kondycja i sprawność są imponujące. Występ w krakowskiej Rotundzie zamykał ich trasę po Polsce, podczas której przedstawili program „Heaven by Storm”.
Polacy zdążyli już poznać The Umbilical Brothers podczas ich poprzednich wizyt oraz dzięki udziałowi w jednym z odcinków Kabaretowego Klubu Dwójki. Mimo furory, jaką ich występy wywołały w 2010 roku, publiczność w Rotundzie była znacznie mniej liczna niż 2 lata temu. Wśród widzów ponownie zasiadło wielu artystów kabaretowych, chcących podpatrzeć światowe gwiazdy i sprawdzić, czy słusznie nazywa się ich kabaretowymi guru, wzorami, od których uczyć mogliby się w Polsce wszyscy, bez wyjątku, bo ich talent przewyższa Górskich, Hrabich i Mocartów razem wziętych. Nie chodzi tu jednak o surowe porównania, a o możliwość rozwoju i spojrzenia na rodzimą sztukę przez pryzmat tego, co dzieje się na światowych scenach.
Bardzo szybko okazało się, że publiczność, pozornie niewielka, jak na wcześniejsze oczekiwania, potrafi zrobić tyle hałasu, jakby liczyła tysiące widzów. The Umbilical Brothers wprowadzili w życie znaną maksymę gwarantującą sukces – najpierw była eksplozja, a potem napięcie już tylko rosło. Dzięki odpowiedniemu zastosowaniu zabiegów technicznych już od samego początku widzowie wiedzieli, że mają do czynienia z zawodowcami. Wyjściu Davida Collinsa i Shane’a Dundasa na scenę towarzyszyła ogromna owacja, która, jak potwierdziła dalsza część spektaklu, była w pełni zasłużona.
Na fenomen zjawiska, jakim jest duet The Umbilical Brothers składa się nie tylko forma artystyczna – odpowiednio wymyślone, napisane i zagrane skecze, ale także istotną rolę odgrywa tu warstwa techniczna. Ogromne znaczenie mają światła, idealne skoordynowanie dźwięków, black-outów i pozornie prostych chwytów, dzięki którym sceny nabierają niepowtarzalnego charakteru.
Heaven by Storm to program, którego fragment mieliśmy okazję zobaczyć w Krakowie. Ze względów technicznych w Rotundzie nie było możliwe zagranie wszystkich zaplanowanych skeczy, co artyści skutecznie potrafili zrekompensować publiczności dostosowując repertuar do zastanych warunków. Spektakl od początku do końca stanowił zgraną całość, w której przewijały się stałe motywy, a postaci przeplatały się w kolejnych scenkach. Występ dużo bardziej, niż w granym wcześniej w Polsce programie Don’t explain wymagał znajomości języka angielskiego. Oczywiście nie zabrakło charakterystycznej dla The Umbilical Brothers pantomimy, zabawy gestem i ruchem, któremu towarzyszy odpowiedni, zawsze zaskakujący dźwięk. Jednak oprócz motywów angażujących wyobraźnię widza, w programie znalazło się dużo żartów słownych, językowych subtelności i zabawnych dialogów, których zrozumienie było niezbędne, aby w pełni docenić koncert. Artyści przekonali się, że mogą w Polsce zaproponować ambitniejszy repertuar, złożony nie tylko z ruchu, ale także i słowa, a reakcje publiczności potwierdziły, że mimo różnic kulturowych i językowych nie umyka im żaden zaproponowany przez Australijczyków żart.
Perfekcyjni, nieprzyzwoicie zdolni i niespotykanie uroczy – opisując występ Braci nie sposób uniknąć sformułowań, które wydają się być synonimami The Umbilical Brothers. Koncert w ich wykonaniu to mieszanka żmudnie wypracowanej perfekcji ze sporą dozą swobody, spontaniczności i otwartości. Jak sami mówią – przebieg każdego skeczu wyznaczają główne punkty, do których z założenia powinni zmierzać, ale droga, która do nich powiedzie i to, co zdarzy się pomiędzy nimi to kwestia dużo mniej zaplanowana i narzucona. Na ten przebieg w sporej mierze wpływ mają sami widzowie, którzy po chwili oswojenia się z artystami chętnie nawiązują z nimi kontakt i otwarcie korzystają z zaproszenia do interakcji.
Rozmowy widzów z artystami nie kończą się w momencie zejścia Braci ze sceny. Tuż po zakończeniu spektaklu znajdują oni ochotę i energię na spędzenie kolejnych godzin w towarzystwie fanów. W Krakowie po długim czasie poświęconym na wspólne zdjęcia i autografy artyści wzięli udział w spotkaniu z fanami, które przybrało formę luźnych rozmów na absolutnie wszystkie tematy.
Ponowna wizyta The Umbilical Brothers w Polsce była okazją do spotkania z tymi artystami na zupełnie innych warunkach. Kiedy przychodzi się na ich występ po raz kolejny oczekiwania są już zupełnie inne. Wiedza i świadomość, jakiej rangi są to gwiazdy i jak wiele można się po nich spodziewać pozwalają w pełni cieszyć się spektaklem, bez strachu o rozczarowanie. Otwartość i szczery szacunek do widza sprawiają, że The Umbilical Brothers nie są obcymi przybyszami z odległej Australii, tylko facetami, którzy dają się poznać i chcą poznać swoich fanów. Niezależnie od tego, skąd pochodzą.
A więc drodzy Shane i Dave – już wiecie, że jesteście u nas zawsze mile widziani!
Katarzyna „Matylda” Kaczerowska
[zdjęcie: oficjalny profil MySpace]