PAKA – festiwal, który zachwyca i rozczarowuje
Poziom kabaretów w przeglądzie był w tym roku wyjątkowo wysoki i dosyć wyrównany. Każdy zaprezentował coś ciekawego, oryginalnego i godnego uwagi. Wśród tych 8 kabaretów znalazły się jednak takie, które z pewnością nie zasłużyły na to, aby zostać nagrodzone. Poza podium znalazł się między innymi kabaret Hlynur. Z tą decyzją jurorów raczej niewiele osób będzie się spierać. Zielonogórska grupa w wielu momentach wzbudzała zażenowanie zamiast śmiechu. Zjadanie ziemi, oblewanie publiczności wodą i ciągłe nadmierne wrzaski skutecznie zraziły publiczność do Hlynura. Niestety pochodzenie z Zielonej Góry i bycie związanym z tamtejszym Zagłębiem Kabaretowym nie jest gwarancją sukcesu. Kilka naprawdę ciekawych pomysłów i rozwiązań, takich jak skecz o włoskiej rodzinie, czy dosyć kontrowersyjna, szczególnie w ostatnim czasie, rządowa akcja oswajania ze śmiercią, zostały niestety przyćmione przez sztuczną grę aktorską i słabe pointy.
Bez nagrody musiał obejść się także kabaret Kałasznikof z Rybnika. Jak na tak młody zespół, samo dostanie się do finału Paki powinno być dla nich sporym wyróżnieniem i ciekawym, rozwijającym doświadczeniem. Podobnie jak w Wieczorze Ostatniej Szansy zagrali energiczny i spójny program. To jednak za mało, aby wskoczyć na pakowskie podium. Kałasznikof musi się jeszcze sporo nauczyć, ale z pewnością za jakiś czas będzie o nich głośno.
Ostatnim, w tym przypadku niesłusznie nienagrodzonym kabaretem został krakowski PUK. To jego drugi udział w finale Paki. W zeszłym roku został on wyróżniony, a tym razem zdecydowanie zasługiwał na więcej. PUK w programie „Czas puka” pokazał, że kabaret nie musi wzbudzać wśród publiczności szału i ciągłego rytmicznego klaskania do energicznych melodii. Jest to zespół teatralny, który skupia się na słowie, jego sensie i przesłaniu. Ich występ składał się w spójną całość oscylującą wokół tematów związanych z przemijaniem, istotą i znaczeniem czasu. Skecze ubarwiała na żywo wykonywana muzyka, co niestety w kabarecie ma miejsce coraz rzadziej. To dziwne, że taka forma klasycznego kabaretu nie spodobała się jurorom. Po raz kolejny kilka osób decydujących o ostatecznej klasyfikacji kabaretów skrzywdziła zespół utalentowanych ludzi, mających świadomość sceny, potrafiących ciekawie przedstawić swoje niecodzienne pomysły.
Na miejscu III znalazł się kabaret Svenson Band, co stanowi kolejną pomyłkę jury. Grupa ta, chcąc szerzyć szwedzką kulturę, przez 30 minut katowała publiczność udawaniem tego skandynawskiego języka i nabijaniem się z Norwegów. Svenson Band miał świetny pomysł, ale na jeden skecz. Zbudowanie całego programu opartego o znane melodie, do których wyśpiewuje się szwedzko brzmiące słowa było kulą w płot. Chwyty, które za pierwszym, nawet za drugim razem jeszcze bawiły, po pewnym czasie stawały się po prostu nudne. Bo ile można słuchać o liczbie umlautów w danym zwrocie? Dziwi nie tylko nagrodzenie tego kabaretu i przyznanie mu III miejsca, ale w ogóle ich obecność w finale.
Ex aequo na tym samym miejscu znalazł się niedoceniony Kacper Ruciński. Przyznanie mu tej samej nagrody, co kabaretowi Svenson Band jest niedorzecznością i zwykłym skrzywdzeniem Kacpra. Stand-up w jego wykonaniu rozgrzał wyjątkowo trudną i oszczędzającą reakcje publiczność podczas drugiego dnia konkursowego. Jest to solista obdarzony świetnym głosem, potrafiący bardzo ciekawie opowiadać zgrabnie powiązane ze sobą historie. Z pewnością poruszał się po scenie rozbawiając publiczność historiami z supermarketu lub kina. Kacper to spostrzegawczy i dobry obserwator. Nie musiał tworzyć nierealnych, absurdalnych historii, aby zaciekawić widza. W swoim monologu opowiadał o codziennych sytuacjach, w których znajduje się każdy z nas. Okazuje się jednak, że nie zawsze dostrzegamy szczegóły, które Kacper potrafił skutecznie i trafnie wyśmiać.
II nagroda trafiła do kabaretu Szarpanina. Zespół ten zagrał dobry, ale nierówny program. Początkowe słabsze skecze i trudności na scenie zostały przyćmione rewelacyjną końcówką, którą Szarpanina zaskoczyła i zachwyciła widzów. Znany chwyt, stosowany często w filmach udało im się z ogromnym powodzeniem przenieść na scenę. Pod koniec ich występu pojawiły się więc króciutkie scenki-wpadki. Mogliśmy w ten sposób zobaczyć shorty przedstawiające, jak na niektóre pomysły kabareciarze wpadali podczas prób lub pomyłki, które w poszczególnych skeczach mogły im się przydarzyć. Bardzo dobrym pomysłem był również skecz o agresywnej i wojowniczej Szwajcarii, chcącej zdobyć cały świat – a więc m.in. Monako i Maltę. Szarpanina to grupa kabareciarzy posiadających mnóstwo nowych pomysłów, nad których zaprezentowaniem warto byłoby jeszcze popracować.
Miejsce pierwsze, a więc najważniejsze, (ponieważ w tym roku nie przyznano Grand Prix) zajęły ex aequo kabarety Liquidemime oraz Chyba. Występ tego pierwszego pokazał, że PaKA staje się przeglądem międzynarodowym. Liqidemime to mieszkający w Polsce Amerykanin. Występ tego niezwykle uzdolnionego mima pełen był zaskakujących momentów, rozwiązań i chwytów. W programie zobaczyliśmy fenomenalny warsztat, ogromną dawkę świeżości, nowości, czegoś, czego na polskich scenach jeszcze nie ma, lub można spotkać bardzo rzadko. Dużą sympatię artysta ten wzbudził sporym dystansem do Ameryki i tamtejszej mentalności. Większość jego skeczy oparta była na wyśmianiu Amerykanów i ich kultury. Bardzo dobrym pomysłem było rozwiązanie, które zastosowano do zapowiedzi skeczy. Przed każdym kolejnym numerem na scenę wychodziła bardzo wyrazista dziewczyna, która na wielkiej tablicy rysowała symbol zapowiadający następną scenkę. Proste, ale pomysłowe i zapadające w pamięć. Ukoronowaniem tego naprawdę dobrego występu była końcówka, która zszokowała całą publiczność i pozostawiła ją z opuszczonymi ze zdumienia szczękami. Mim dosłownie wjechał na małym rowerku w publiczność i przechodząc przez kolejne krzesła dostał się na koniec sali. Pozostaje jedynie obawa, czy Liquidemime nie jest taką jednorazową petardą, ogromnym zaskoczeniem, które jednak tak duże wrażenie robi tylko za pierwszym razem.
Drugim zwycięzcą 26tej Paki został kabaret Chyba z Wrocławia. Kabaret ten to artyści zdolni, dobrze przygotowani aktorsko i posługujący się tekstami na wysokim poziomie. Naprawdę miło się ich oglądało, a to już spora część sukcesu. Nie jestem pewna, czy umiejscowienie ich aż na pierwszym miejscu było właściwe, niemniej jednak Chyba to bez wątpienia jeden z lepiej przygotowanych kabaretów w tym przeglądzie. Na szczególną uwagę zasługuje gra Sylwii Styczeń, skecz o prognozie pogody i niecodziennej telewizji oraz wiadomości.
Tak kabarety sklasyfikowało jury w składzie: Stanisław Tym (jako przewodniczący),
Krzysztof Jaślar, Rafał Kmita oraz Michał Ogórek. Werdykt ogłoszony w nocy z piątku na sobotę wywołał spore zdziwienie i masę kontrowersji. Tym bardziej świetnym pomysłem wydawało się sobotnie spotkanie z jurorami w ramach Rozmów niekontrolowanych. Podczas godzinnego spotkania każdy miał okazję zadać trzem jurorom (nie było wśród nich Rafała Kmity), wszelkie pytania dotyczące ich postrzegania kabaretu i Paki. Więc padało sporo pytań, jednak w niewielu przypadkach padały konstruktywne odpowiedzi. O ile Ogórek i Jaślar starali się w jakiś sposób rozwiewać wątpliwości zebranych osób, większość czasu głos zabierał Tym. I niestety w jego wypowiedziach sensu jest już coraz mniej. Uparcie rozemocjonowany mówił o braku pociągów osobowych i pospiesznych w polskiej kolei, paradzie równości i wszelkich innych tematach odbiegających od meritum dyskusji. Pytany o zasadność Svenson Band na III miejscu odpowiadał mało śmiesznym żartem. Kiedy ktoś rozpoczął temat zeszłorocznego werdyktu, sam przyznał, że ma słabą pamięć, że nie wie, co dzieje się obecnie z kabaretem, który rok temu zdobył Grand Prix i czy Macież w ogóle startowała w tym roku na Pace. Najbardziej żenująca okazała się odpowiedź, iż Svenson Band jest młodym, rozpoczynającym swoją karierę kabaretem i został nagrodzony na zachętę, aby chłopakom zrobiło się raźniej. Można sobie tylko wyobrazić, co czuły w tym momencie pozostałe kabarety. W efekcie jedyną konkluzją z tego spotkania jest smutny fakt, że jurorzy nie zdają sobie sprawy z wagi, jaką publiczność, a przede wszystkim same kabarety przykładają do ich werdyktu. Okazuje się, że traktują to jak zabawę, nic nieznaczącą wyliczankę, kogo, na jakim miejscu umiejscowić.
Po wieczorach konkursowych przyszedł również czas na koncerty gwiazd. Pierwszego dnia odbył się konkurs premier „Co piszczy w trawie”, w którym udział wzięli Łowcy.B, Słuchajcie, Dno, Czesuaf i Kabaret Młodych Panów, a całość bardzo luźno i spontanicznie poprowadził Jarek Marek Sobański, obsypujący co chwilę publiczność kwiatami. Głosami publiczności, po małym wymuszeniu ze strony jednego z widzów, wygrali Łowcy, ale głośno oklaskiwani byli także Młodzi Panowie i coraz lepiej radzący sobie Czesuaf.
Kolejnego dnia gwiazdą wieczoru był Ireneusz Krosny i jego goście – kabaret Smile i Artur Andrus. Koncert „Mimochodem” zaskoczył swoją formą każdego widza. Krosny postanowił, poza przedstawieniem swoich najlepszych scenek, opowiedzieć publiczności o sztuce bycia miem, o ćwiczeniach, jakie należy wykonywać, aby osiągnąć tak imponującą sprawność fizyczną, a przez to móc budować tak ciekawe i prawdziwe postaci. Mówił on także o tym, kiedy artysta może popaść w rutynę i co jest dla niego największym zagrożeniem. Była to część jego wykładu, którą szczególnie uważnie powinni posłuchać inni kabareciarze, którym czasami brakuje pokory i odpowiedniego podejścia do swojego zawodu. Występ kabaretu Smile, na tej samej scenie, na której rok temu w finale Paki wypadli wyjątkowo mizernie i nie zdobyli żadnego miejsca, tym razem wzbudził ogromny aplauz i śmiech publiczności. Smile pokazał, że przez ostatni rok naprawdę ciężko pracował, aby osiągnąć swoją obecną pozycję.
Na przykładzie kabaretu Smile zaobserwować można, że wygrana, czy jakiekolwiek wyróżnienie na Pace nie jest niezbędne, aby cokolwiek znaczyć na kabaretowych scenach. I odwrotnie – zdobycie najwyższej nagrody na tym przeglądzie wcale nie oznacza początku wielkiej kariery i jakichkolwiek sukcesów, co skutecznie udowodnił kabaret Macież. Zarówno wygrani jak i przegrani 26tej Paki mają więc przed sobą duże szanse i wyzwania.
W Rotundzie zachwyt miesza się z rozczarowaniem. Głównie przez nieprzemyślane decyzje jurorów prestiż Paki spada z roku na rok. W efekcie jest to fantastyczna impreza rozrywkowa i towarzyska, święto kabaretu, na którym werdykt staje się coraz mniej znaczącym widzimisię kilku, zbyt wiekowych, znudzonych kabaretem ludzi.
Matylda