Neo-Nówka cenzurowanych wiadomości
Neo-Nówka to jeden z niewielu kabaretów z tak zwanej czołówki, który nie pojawia się w cosobotnich odcinkach Kabaretowego Klubu Dwójki. Aby więc zaistnieć na szklanym ekranie i przypomnieć się telewizyjnej publiczności stworzyli swój autorski program, nie musząc dostosowywać się do odgórnie wyznaczonych ram oraz konwencji tego show. Niestety, reguły i wciąż archaiczne zasady panują w telewizji polskiej niezależnie od programu i jego autorów. Telewizja stara się nas umoralniać na każdym kroku, a produkowane przez nią seriale to fabuły przepełnione sztucznymi edukacyjnymi treściami. Te tendencje zauważalne są od dłuższego czasu także w kabarecie, choć być może nie rzucają się w oczy tak łatwo, gdy nie wiemy jak pierwotnie wyglądał występ na żywo, a widzimy jedynie efekt końcowy, siedząc w domu na wygodnej kanapie. Niestety porównując takie występy, nasuwa się wniosek, że telewizja boi się przedstawiać nam treści kontrowersyjne, odrobinę bardziej wulgarne, czy związane z tematyką erotyczną. Oczywiste jest, że problem ten nie wynika jedynie z widzimisię kogoś z telewizji, ale jest związany z pewnymi przepisami prawnymi i wciąż czuwającą KRRiT. A może powody bywają jeszcze inne? Efekt tych bezsensownych i przesadnych ograniczeń dla przeciętnego widza jest jednak taki sam.
Na podstawie tego, co publiczność mogła zobaczyć w Operze Śląskiej w Bytomiu 14 grudnia, a co zaprezentowano telewidzom w świąteczny wieczór bardzo łatwo można wywnioskować, że cenzura nie ominęła także „Neo-Nówki wesołych wiadomości”. Wiele scen zostało wyciętych. Niezależnie od tego, czy powodem takich cięć była potrzeba skrócenia programu, czy usunięcia pewnych treści, traci na tym niezaprzeczalnie widz, ale także sam artysta, którego okraja się z połowy jego wypowiedzi, tekstu, na który poświęcił dużo czasu i wysiłku. Nie wszystkie skecze zostały wyemitowane, co zaburzyło logikę i strukturę programu. Przykładem może być tu skecz o Mieszku I i Dobrawie, który nie pojawił się w wersji telewizyjnej, a do którego potem pojawiają się dowołania w skeczu Niebo. W efekcie publiczność w operze bawi się świetnie, wyłapując aluzje i nawiązania, a telewidz siedzi zdziwiony, z poczuciem, że nie zrozumiał żartu, a entuzjastyczne reakcje publiczności to efekt zgrabnych zabiegów pana montażysty. Skeczy, które zostały wyemitowane, również nie ominęła niewidzialna ręka umoralniającego telewizji. Tu cenzura zadziałała na płaszczyźnie operatorów i montażu, co doskonale widoczne było w skeczu o ślubie Kabaretu Nowaki. Jeden z najważniejszych punktów numeru został skutecznie zepsuty, poprzez odpowiednie zmontowanie ujęć, ominięcie fragmentu sceny, na której działa się kluczowe scena, z kluczowym rekwizytem i szybkie przeskoczenie ujęcia na innych bohaterów i widownię, tylko po to, aby w żadnym wypadku odbiorca telewizji polskiej nie został narażony na widok gumowej lalki. Takie działania utwierdzają tylko w przekonaniu, że odbiór kabaretów na żywo jest nieporównywalnie lepszy i uświadamiają, jak wiele tracimy ograniczając się do oglądania ich w telewizji, lub jak wiele jesteśmy pozbawiani przez takie właśnie prezentowanie koncertów.
Jako że były to jednak „wesołe wiadomości”, przejdźmy także do tych pozytywnych stron programu. Wybór Opery Śląskiej na tę realizację był bardzo korzystny nie tylko ze względu na fakt, że pozostałe bardzo dobrze znane sceny trochę już zbrzydły widzom. Bytomska Opera okazała się miejscem nie tylko pięknym, co widać było także po trosze w telewizyjnym ekranie, ale także kameralnym, w którym nie trudno było o miłą atmosferę, którą czasami ciężko osiągnąć w typowo studyjnych warunkach.
Pod względem artystycznym program był ciekawy i co najważniejsze zabawny. Prowadzenie zdominowane przez Romana Żurka było spójne, z ciekawą fabułą i tym znanym już neonówkowym stylem i klimatem, chociaż czasami nie do końca przygotowane i nauczone, co skutkowało drobnym gubieniem się prowadzącego wiadomości Henia. Odpowiedni był także dobór kabaretów, które wzięły udział w programie. Pojawili się topowi i popowi Paranienormalni, młodzi i niezawodzący pokładanych w nich nadziei Nowaki oraz klasyczna i wysublimowana Grupa MoCarta. Cenne jest także, że znane i medialne kabarety starają się zapraszać do swoich produkcji grupy mniej doświadczone i nieutytułowane, dzięki czemu mają one szanse na pokazanie się i zaistnienie w świadomości szerszej publiczności. Kabaret Hlynur jednak nie wykorzystał tej szansy i niestety nie zachwycił.
Wszystkie skecze mniej lub bardziej nawiązywały do tematu świąt, lub omawianych wiadomości. Pojawiło się dużo numerów świeżych, które powstały na potrzeby Rybnickiej Jesieni Kabaretowej. Godna uwagi jest także oprawa muzyczna, za którą odpowiedzialny był współpracujący z Neo-Nówką zespół Żarówki. Nie zabrakło wielkich hitów, jak legendarne już Niebo, fantastyczne utwory Grupy MoCarta. Zarówno „Bogu” jak i warszawscy muzycy otrzymali ogromne owacje już na samym wejściu, co świadczy o tym, że publiczność ma już wyrobiony gust i nie przychodzi na kabaret w ciemno. Pojawiły się również świetne piosenki z widocznym wpływem Radka Bieleckiego. Okazuje się, że publiczność potrafią porwać także piosenki niebędące coverami znanych i wpadających w ucho melodii, bardziej skomplikowane o ambitnym tekście z przesłaniem.
„Neo-Nówka wesołych wiadomości” dała więc nam powody do świątecznej radości, ale zarazem wiele informacji na temat stanu polskiej telewizji i jej wygórowanego poczucia spełniania misji. Do życzeń, które wielokrotnie padały podczas programu dodać możemy jedynie, żeby w Nowym Roku telewizyjne kabaretowe show były bardziej zbliżone do tego, co możemy oglądać na żywo.
Matylda