Kabaret Młodych Panów zawodowo
Premiera programu odbyła się 20 stycznia w ich rodzinnym Rybniku. Przez kolejny miesiąc kabaret testował, dopracowywał i modyfikował materiał, aby 22 lutego ponownie zmierzyć się z nim przed rybnicką publicznością podczas „Premiery po raz drugi”. Pierwszym zaskoczeniem i nowością jest zmiana czysto techniczna – Młodzi Panowie zrezygnowali z mikrofonów na rzecz dających większą swobodę na scenie mikroportów. Nowość pozornie niewielka i nieznacząca, a jednak wymagająca od artysty zmiany w sposobie pracy na scenie.
Młodzi Panowie postanowili odrobinę odsunąć na bok policjantów, dzięki którym zrobili największą karierę i których pojawienie się na scenie gwarantowało pewny aplauz. Nie oznacza to, że w pełni zrezygnowali ze słynnego motywu Komendanta i Młodego. Kontynuacja ich postaci i przygód jest poprowadzona świadomie i w sposób wyważony. Bardzo często zdarza się, że kabaret osiągając sukces dzięki określonej postaci nadużywa i w bardzo łatwy sposób korzysta z jej popularności, nie poszukując nowych wcieleń i rozwiązań. KMP pokazuje, że potrafi tworzyć świeże historie z udziałem nowych bohaterów, bez potrzeby ratowania się sprawdzonym i pewnym motywem ze starego programu. Policjanci pojawiają się na scenie jedynie dwukrotnie, przy czym tak naprawdę tylko raz widzimy ich ponownie w znanej już sytuacji. Skecz z afroamerykańskim góralem to słuszne wykorzystanie wielu gagów, które powstały przy okazji zeszłorocznej Mazurskiej Nocy Kabaretowej. Drugi skecz natomiast jest zaskoczeniem i sporą odmianą. Upływ czasu okazuje się nieubłagalny także dla kabaretowych bohaterów. Komendant doczekuje się wreszcie upragnionej emerytury, a Młody zostaje na posterunku sam.
Rybniczanie nie zrezygnowali również z motywu śląskiego, który udało im się przemycić na kabaretowe sceny. Niepopularna gwara stała się środkiem do rozbawiania publiczności w całym kraju. Tym razem Ślązacy opowiedzieli swoją wersję znanego Kopciuszka, mieszkającego za siedmioma hałdami. Wciąż jednak zastanawia, co w tej formie śmieszy publiczność. Czy przypadkiem nie sprowadza się to do pewnego rodzaju wyśmiania gwary? I czy „dzistanie w ancugu o krauzach” jest zrozumiałe dla widza z Pomorza lub nawet sąsiedniej Małopolski?
Znakomita większość nowego programu to pomysły, tematy i rozwiązania zupełnie nowe, a co więcej niespotykane dotychczas u Młodych Panów. Stali się oni odważniejsi, zarówno w formie jak i treści. Potrafią w kontrowersyjny sposób poruszyć temat kleru, przedstawić i skrytykować fakt, że stajemy się coraz bardziej interesowni. Pokazany zostaje świat, w którym dzieci odwiedzać będą groby swoich rodziców pod warunkiem, że zostanie tam zamontowane Play Station, a show biznes, snobizm i przepych na pokaz wkradają się nawet w obrzędy pogrzebowe, na których nie może zabraknąć występu Nataszy Urbańskiej.
Pojawił się także skecz z udziałem publiczności, który rozpoczyna się łudząco podobnie do numeru z poprzedniego programu. Tym razem zamiast do sądu przenosimy się do więzienia, w którym wyciągnięta z publiczności żona odwiedza skazanego męża. W tym przypadku Młodzi Panowie wykazali się dużą wiarą w umiejętności i charyzmę publiczności. W skeczu tym bardzo dużo zależy od wylosowanych osób, a przecież tak naprawdę niewielu kabaretowych widzów ma predyspozycje do zabłyśnięcia na scenie. Jest to więc posunięcie dosyć ryzykowne.
W nowym programie widoczny jest rozwój artystów. Na pierwszy plan zauważalnie wysuwa się Robert Korólczyk. Nie jest to jednak zaskoczeniem, gdyż do roli lidera scenicznego pretendował on od zawsze. Utrzymuje więc swoją pozycję, tworząc silnie zarysowane postaci, wciąż zadziwiając aktorskimi umiejętnościami. Z powodzeniem zaczyna mu jednak dorównywać Łukasz Kaczmarczyk. Do tej pory pozostający gdzieś w cieniu, wreszcie pokazuje pazur i fantastyczny warsztat. Skupia uwagę widza m.in. w roli generała, a także zastępcy w szkole rodzenia.
Mateusz Banaszkiewicz to wciąż przede wszystkim pierwszy głos kabaretu, który także potrafi zaskoczyć np. w roli pozornie naiwnego poety szukającego natchnienia w domu publicznym. Problem pozostaje jedynie z Bartoszem Demczukiem, który w nowym programie nie potrafi znaleźć sobie miejsca, lub być może to miejsce nie zostało dla niego stworzone. W żadnym ze skeczy nie gra on głównej roli, nie skupia na sobie uwagi i nie zapada w pamięć.
Ciężko wymagać od kabaretu wchodzącego na sceny z nowym programem stuprocentowego przygotowania i dopracowania. Urokiem świeżych skeczy jest fakt, że są one nowe także dla artystów, którzy dopiero przedstawiając go publiczności uczą się, co śmieszy, co należy zmodyfikować lub usunąć. Pewne jest, że Kabaret Młodych Panów, jak na zawodowców przystało, nie spocznie na laurach i podobnie jak w poprzednich latach pokaże, że potrafi dopracować program do perfekcji i zawojować nim kabaretowe sceny.
Matylda