Siła Zielonej Góry
W sobotę, 11 sierpnia telewizja urządziła fanom kabaretu skoki po kanałach. TVP2 zaserwowała nam retransmisję pierwszej części Kabaretowych wakacji z duchami. Na Polsacie obejrzeć mogliśmy jedyną wakacyjną kabaretową realizację tej stacji – Zielonogórską Noc Kabaretową. Ta pierwsza sprawiła, że z niecierpliwością czekamy na kolejną część, a o tej drugiej już teraz warto powiedzieć kilka słów.
Kabaretobranie to impreza zielonogórskiego środowiska i zaprzyjaźnionych kabaretów. Nie jest to jednak koncert, jakiego moglibyśmy spodziewać się po Zielonogórskim Zagłębiu Kabaretowym. Typowe dla tamtejszych artystów występy zobaczyć można jedynie poza zasięgiem kamer. Jednak to, co pokazał Polsat, to ciekawy i inteligentny humor dopasowany do telewizyjnych warunków.
W ten sposób powstała mieszanka tego, co dobre i warte uwagi, z tym, co medialne i sprawiające, że chcielibyśmy przewinąć niektóre fragmenty koncertu. Nadworny gwiazdor Polsatu jako prowadzący Kabaretobranie to zupełnie nieudany strzał. Krzysztof Ibisz sprawiał wrażenie, jakby był zupełnie z innej bajki. Mimo to nieustannie próbował dopasować się do otoczenia i silił się na żarty, którym brakowało polotu, a bardzo często sensu. Znaczenie tego, co Ibisz mówił bardzo często znał chyba tylko on sam, a brak reakcji krył za swoim nieskazitelnym uśmiechem.
Właściwymi gospodarzami wieczoru byli członkowie kabaretu Ciach. I całe szczęście, bo przedstawiane przez nich scenki nadawały imprezie fabuły i lekkości, a także przywracały wiarę w to, że pomimo fatalnego konferansjera, koncert da się jeszcze uratować. Ciachy wykazały się pomysłowością, umiejętnością wychodzenia poza utarte skojarzenia i wprowadzania odważnych żartów.
Niesmak po wypowiedziach Ibisza za każdym razem redukował bardzo dobry występ kolejnych kabaretów. Rodowici zielonogórzanie pokazali, ze wiedzą, po co walczą o swoje miejsce na kabaretowej estradzie. Zarówno Słoiczek po cukrze, w scenie o trudnej teściowej, jak i Jurki w skeczu o tym, jak łatwo przekonać kogoś do zmiany orientacji, a także dawno niewidziany Grzegorz Halama Oklasky, który powrócił z genialnym rapem, spodobali się publiczności i zebrali zasłużone brawa. Halama dodatkowo zaskoczył niewiarogodnym popisem sztuczek, które wyprawiał swoimi oczami.
Całkiem nieźle zaprezentowało się też tak zwane starsze pokolenie. Piotr Bałtroczyk, mimo że powtarzał znane już powszechnie kawały, to robił to z właściwą sobie błyskotliwością i wdziękiem. Jego żarty o urokach starzenia się i zjawiskach temu towarzyszących ewidentnie przypadły do gustu widowni. Nienajlepszym pomysłem był powrót Ryszarda Makowskiego na scenę, choć amfiteatr w Zielonej Górze dobrze się bawił słysząc stary hit kabaretu OT.TO. Z pewnością piosenkę podratował i upiększył taniec zespołu Slayd. W dobrej formie jest także Krzysztof Daukszewicz, który zgrabnie połączył tematy zdjęć, CB radia i polityki, a także udało mi się złapać świetny kontakt z publicznością i zaangażować ją w piosenkę, której przekaz wielu powinno sobie wziąć do serca.
Najlepszy z klasycznych solistów okazał się być jednak Artur Andrus. Podczas występu na Kabaretobraniu nie tylko promował swoją nową płytę, śpiewając dwie piosenki, do których widzowie z chęcią się przyłączyli, ale także zaprezentował swój styl i klasę w monologu. Ponadto Andrus wykazał się nie lada odwagą decydując się na sięgnięcie do improwizacji. Jako mistrz języka polskiego i specjalista od rymowania postanowił stworzyć wiersz pod dyktando widzów.
W Zielonej Górze pojawił się także nieznany dotychczas Kwartet Obssesion. Są to cztery piękne, utalentowane kobiety, które są piekielnie dobre w…naśladowaniu tego, co już wcześniej wymyślili inni. Kwartet okazał się być ładniejszą kopią Grupy MoCarta, która mimo że rewelacyjna i za każdym razem zachwycająca, nie potrzebuje wiernych naśladowczyń ich sztuki.
Perełkami okazały się także występy tych najbardziej znanych, choć pozostał pewien niedosyt. O ile Łowcy.B postarali się przygotować na realizację numer nieznany telewizyjnym widzom i zainspirowani niełatwymi kontaktami z kurierami rozbawili skutecznie widzów w amfiteatrze i przed telewizorami, o tyle kabaret Smile niestety rozczarował najwierniejszych fanów. Smile okazał się być w tym roku absolutnym przodownikiem pracy i wyrobił w te wakacje normę za kilka innych zespołów. Kabaret ten pojawił się we wszystkich możliwych realizacjach. Przy tak dużej aktywności nie sposób stworzyć na każdą okazję nowy numer. Może więc lepiej odpuścić jeden koncert, zamiast pokazywać ten sam, mimo że rewelacyjny, skecz w przeciągu miesiąca.
IV Zielonogórska Noc Kabaretowa okazała się wartym uwagi punktem w telewizyjnym programie. A to za sprawą kabaretów, które wzięły w niej udział. Elementy, które leżały poza zasięgiem wpływów kabareciarzy, w tym grafika pojawiająca się na telewizyjnych ekranach i osoba prowadzącego, niestety zawiodły.
Katarzyna 'Matylda’ Kaczerowska