Mazurska Noc Kabaretowa w zupełnie nowym stylu

Odbyła się w tym roku już po raz 14. Poprzednie edycje pod wieloma względami niewiele różniły się od siebie. Tym razem nowością był nie tylko całkowicie wyremontowany amfiteatr, ale także nowatorska formuła Mazurskiej Nocy Kabaretowej, która sprawdziła się w stu procentach.

Kabaret ma wiele twarzy i przeróżne oblicza. Każdy zespół ma na siebie inny pomysł i inaczej buduje program na dużą telewizyjną imprezę. Po co więc powierzać prowadzenie kabaretonu jednej ekipie i tworzyć trzygodzinny koncert, który zapewne zadowoli tylko część widzów? Podzielenie kabaretonu na trzy odrębne części pozwala na pokazanie różnorodności kabaretów, wyeliminowanie pewnych sprzeczności i dotarcie do szerszej grupy odbiorców.

Tegoroczną Mazurską Noc Kabaretową prowadził więc nie jeden, a trzy grupy, które przedstawiły swoje wizje kabaretu i własne wersje bieżących tematów. Gospodarzami kabaretonu w Mrągowie było Limo, Rak i Kabaret Młodych Panów.

Pierwsza część Mazurskiej Nocy Kabaretowej była odważna, pomysłowa i ambitna. Do czasu. Limo zaprosiło przede wszystkim swoich bliskich przyjaciół, których jakości występu i talentu mogli być pewni. Na scenie pojawił się więc „brat kabaretu” – Tomasz Jachimek. Jego monolog o znanym każdemu Polakowi problemie rejestracji do lekarza spodobał się publiczności. Jachimek, który wydaje się nie być fanem plenerowych kabaretonów, nazwał mrągowską publiczność niezwykle wymagającą i wyrafinowaną, co w jego ustach zabrzmiało jak nutka hipokryzji.
Kolejnym zaproszonym przez Limo kabaretem były Jurki. Zespół z Zielonej Góry zaprezentował skecz znany z Ryjka – Ludzie marginesu. Scena o niezwykle tradycyjnej i inteligenckiej rodzinie próbującej dostosować się do otoczenia wywołała żywe reakcje i pokazała prawdziwy talent wszystkich członków kabaretu.

W programie kabaretowym według Lima nie mogło także zabraknąć stand-upu. Zaprzyjaźniony z kabaretem Kacper Ruciński swoim szczerym i naprawdę dobrym monologiem sprawił, że stał się pierwszym w historii wygwizdanym artystą na Mazurskiej Nocy Kabaretowej. Reakcję tę wywołało powiedzenie facetom wprost, że są „miękkimi fajami” i boją się swoich kobiet.

Limo, poza bardzo swobodnym i pomysłowym prowadzeniem, również przedstawiło w Mrągowie swój skecz i piosenkę. W ten sposób artyści potwierdzili, że kabaret według ich definicji ma dotyczyć kontrowersyjnych tematów, być odważny, czasem absurdalny, a jednocześnie przekazywać także treści ukryte pod powierzchnią satyry.

Niestety na tym skończył się bardzo dobry poziom pierwszej części kabaretonu. Na jej koniec na scenie pojawił się Marcin Daniec, którego zapowiedź była dużo lepsza i śmieszniejsza, niż występ, który po niej nastąpił. Daniec starał się dokonać podsumowania Euro 2012. Usilne ośmieszanie kobiet, przedstawiając je jako osoby niemające zielonego pojęcia na żaden temat, wymuszanie reakcji na siłę okrzykami „Polska, Polska” w połowie zdania i żenujące wyśpiewywanie „Kokokoko i już spoko” zupełnie nie pasowały do wysokiego poziomu jego poprzedników.

W kolejnej części to goście okazali się dużo lepsi od samych gospodarzy. Kabaret Rak przywitał się piosenką, w której wychwalał swój kabaret i zapowiadał bardzo udany występ. Późniejsze wyjścia na scenę śląskiej ekipy nie potwierdziły jednak tych słów. Jedynym godnym uwagi momentem była piosenka w wykonaniu Krzysztofa Respondka, która była wyjątkowo trudna i błyskotliwa. Swoją cześć Rak zakończył również piosenką, w której Grzegorz Poloczek próbował przekonać mazurską publiczność i telewidzów w całej Polsce, do uroków śląska. Niestety, całość wyszła jak nieudany koncert disco-polo lub występ z okazji Barburki.

Zespołem, który bardzo podniósł poziom drugiej części był Kabaret pod Wyrwigroszem. Poza dobrym skeczem przedstawiającym, jak świat zmieni się za 10 lat, a co zostanie niezmienne, kabaret przedstawił także piosenkę opartą na wielkim hicie, co zawsze sprawdza się na tego typu imprezach.

Wyjście na scenę kolejnej gwiazdy spotkało się z entuzjastyczną reakcją publiczności. Jej początkowy zachwyt Andrzejem Grabowskim nie ustępował przez cały jego monolog, a wręcz przeciwnie. Z czasem widzowie dopowiadali powtarzające się fragmenty jego tekstu i bawili się przy tym niezwykle spontanicznie i dobrze.
Kabaret Młodych Panów jako jedyny ubrał swoją część w określoną konwencję. Przy wsparciu odpowiedniego zespołu muzycznego i tanecznego oraz zaskakującym strojom zostaliśmy przeniesieni do Irlandii, która niegdyś miała symbolizować dobrobyt, do którego mamy dążyć. Młodzi przekonywali nas, że nie musimy nikogo naśladować, aby być dumnym ze swojego kraju. W tym celu posłużyli się nawet jednym z literackich kanonów i legendą naszego kina. Olbrychski walczący o rolę w Krzyżakach reżyserowanych przez Tarantino spotkał się z fantastycznym przyjęciem.

Swoją obecność na scenie zaznaczył również Robert Korólczyk, który konsekwentnie stara się promować swoje monologi i postać Górala. W Mrągowie wreszcie pokazał coś niekonwencjonalnego i wykraczającego poza znane szablony. Korólczyk dodał Góralowi trochę odwagi i pozwolił sobie na kontrowersyjne tematy.
Wśród gości KMP pojawili się Nowaki, którzy przedstawili problemy ze specyficzną kapelą weselną, a także Ireneusz Krosny, który zabrał nas do masażysty i w prześmieszny sposób zobrazował znaną piosenkę Andrzeja Rosiewicza.
W ostatniej części wieczoru zaprezentowali się także Łowcy.B. Swój występ rozpoczęli od mocnego uderzenia – świetnie wykonanej piosenki z przekazem. Łowcy stanęli w obronie języka polskiego i zdecydowanie skrytykowali wszelkie formy jego psucia. Następnie brawurowo przedstawili skecz o niezbyt trzeźwych klientach pewnego sklepu.

Na zakończenie Kabaret Młodych Panów trzymał prawdziwą petardę. Odważni kabareciarze pokazali jak niedaleko jest Rybnikowi do Irlandii i stanęli do zaciętego pojedynku na taniec irlandzki z zespołem Reelandia, do rytmu nadawanego przez Carrantuohill.

14. Mazurska Noc Kabaretowa to trzy zupełnie niezależne części, które sprawiły, że każdy mógł znaleźć w nich coś dla siebie. Imponujące odnowienie mrągowskiego amfiteatru spotkało się także z odświeżoną formułą kabaretonu. Wreszcie pozbyto się biesiadnych form, wspólnych piosenek, w których kabareciarze niechętnie brali udział i kiczowatej oprawy. Zamiast tego impreza przedstawiła różnorodność kabaretów i występy, z których zespoły mogą być naprawdę dumne.

Kasia „Matylda” Kaczerowska