Rybnicka Jesień Kabaretowa – dzień po dniu

Rybnik już po raz piętnasty przeżył nalot najlepszych polskich kabaretów. Świętowanie urodzin Rybnickiej Jesieni Kabaretowej po raz pierwszy potrwało siedem dni. Taki pomysł wydawał się niezwykle ambitny, a jego realizacja skomplikowana i karkołomna. Organizatorzy sprostali postawionemu przez siebie zadaniu rewelacyjnie. I mimo że w czasie trwania Ryjka powtarzali czasem po ciuchu „Tydzień?! Kto to wymyślił?!”, to było warto!

Rybnicka Jesień Kabaretowa to festiwal, który ma ogromną renomę i wzięcie. To najprawdopodobniej jedyna impreza, która promocją i marketingiem nie musi się wcale przejmować, bo bilety i tak rozejdą się w mgnieniu oka, a informacje o przeglądzie będą jednym z głównych tematów Rybniczan, fanów kabaretowych i środowiska. Kabarety biorące udział w przeglądzie pozornie również nie muszą się zanadto starać – przecież zawsze niepowodzenie mogą wytłumaczyć brakiem czasu, faktem, że skecz jest premierowy, a więc niesprawdzony i nieograny. Tymczasem zarówno organizatorzy jak i kabareciarze nie ulegli pokusie siadania na laurach i po raz kolejny podeszli do tematu paradoksalnie – śmiertelnie poważnie.

PONIEDZIAŁEK
Program, znacznie bardziej rozbudowany niż dotychczas, zawierał ciekawe propozycje praktycznie dla każdego. Pierwszego dnia w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego publiczność mogła przypomnieć sobie, a w niektórych przypadkach po raz pierwszy obejrzeć, legendy polskiej i światowej komedii. W Rybnickim Centrum Kultury wyświetlony został kultowy film „Rejs” oraz „Pół żartem pół serio” z niezapomnianymi kreacjami Marylin Monroe i Tony’ego Curtisa. Niewielka, ale wytrwała i wierna publiczność zasmakowała filmowej dawki śmiechu, jednak zdania na temat doboru repertuaru były podzielone. Na przyszłość planowane są projekcje pełnometrażowych filmów autorstwa kabareciarzy. Świetny pomysł, bo naprawdę mają się oni czym pochwalić.

Zdecydowanie więcej osób postanowiło w poniedziałek odwiedzić Kulturalny Club (popularny KC to jeden z rybnickich klubów muzycznych). A wszystko to za sprawą tajemniczego muzycznego projektu członków kabaretu Łowcy.B. Enigmatycznym Transcendentalnym Szansonistą okazał się być Maciej Szczęch, który postanowił pokazać publiczności nowe, nieznane dotąd oblicze. Podczas koncertu publiczność dostąpiła niebywałego zaszczytu i mogła obcować z ideałem, absolutem i geniuszem w jednym. Fenomenalnie pieścił on ich bębenki oraz zmysły. Wzbogacił ich życie o nadzwyczajne i niepojęte doznania. Część publiczności czuła się jednak zawiedziona brakiem sweterków i tradycyjnych form łowcowych skeczów. Zdecydowana większość była otwarta na nowości, bardzo ciepło przyjęła narcystyczną i dyktatorską postać Maćka. Choć zapewne zdaniem Szansonisty nikt nie jest godzien opisywać i komentować tego koncertu.

WTOREK
Kolejnego dnia wystąpili najmłodsi uczestnicy Ryjka… uczniowie klas podstawowych. Kabaret Młodych Panów od marca prowadził w Rybniku warsztaty z grupami kabaretowymi złożonymi z dzieci. Projekt „Szkoła Dobrych Pomysłów” miał swój finał właśnie na Ryjku. Sześć konkurujących dziecięcych kabaretów oraz kilka wyróżnionych grup pokazało kawał dobrej kabaretowej sztuki. Ten, kto spodziewał się nudnego występu na poziomie szkolnych teatrzyków mógł się naprawdę zdziwić. Dzieciaki radziły sobie na scenie lepiej niż kilka czołowych dorosłych kabaretów, a Młodzi Panowie powinni czuć na plecach oddech jeszcze młodszych rybnickich kabareciarzy, których sami wyszkolili.

Następnie na scenie pojawili się oryginalni wykonawcy granych przez uczniów skeczy. Bardzo zgrana już ekipa – Słoiczek po cukrze, Ani Mru Mru, Kabaret Młodych Panów i Smile, przedstawiła Galowy Wieczór Kabaretowy. Ten wspólny projekt kabarety grają już od kilku miesięcy, wiec zdążyły się oswoić, dopasować i stworzyć wspólne numery. Czują się ze sobą na tyle swobodnie, że bardzo często podczas występu pozwalali sobie na improwizację zarówno na scenie jak i za kulisami. Artyści chcąc urozmaicić występ sobie i widowni spontanicznie zza zastawek podpowiadali tekst grającym na scenie kolegom. Korzystając z okazji Kabaret Młodych Panów sięgnął po popularnego Pana Andrzeja, który znany i lubiany jest szczególnie w Rybniku. Było więc śląsko, śmiesznie i improwizacyjnie.

ŚRODA
Środowy wieczór w Rybniku z powodzeniem zdominowali soliści. Ci, którym z racji braku wsparcia na scenie jest wyjątkowo trudno, pokazali ryjkowej publiczności kawał dobrej, solowej sztuki. W konkursie One Ryj Show udział wzięli: Kasia Piasecka, Kacper Ruciński, Czesław Jakubiec oraz Jacek Ziobro. Cała czwórka zaprezentowała się w 3 odsłonach. Po pierwsze publiczność mogła poznać ich styl i poczucie humoru dzięki piętnastu minutom, w ciągu których soliści przedstawili fragment swojego stałego, sprawdzonego już programu. Kolejne piętnaście minut było już tradycyjną absolutną ryjkową premierą. Uczestnicy w tej części mieli poruszyć co najmniej cztery z ośmiu kategorii. Nie wiedzieć czemu wszystkim najbardziej przypadł do gustu temat hardcore’u, choć okazuje się, że każdy rozumie go całkowicie inaczej. Dowiedzieliśmy się, kto u Kasi w związku jest Gorylem, a kto Palmą, w jaki sposób Kacper chciałby zrewolucjonizować Kościół i wpajać ludziom zasady moralne, co podpowiada Jackowi Zbiorze jego wewnętrzny Misiek oraz jaki jest prawdziwy sens i przekaz XIX wiecznego Kankana według Czesława Jakubca. W ostatniej odsłonie soliści relacjonowali na żywo specjalnie przygotowany materiał filmowy. Jedni postawili na jak największą liczbę słów, inny zaskoczeni tym, co widzieli, zaniemówili. W końcu taka ilość młodych Azjatek na raz może na chłopaków podziałać… Ostatecznie zwycięzcą głosami publiczności został Czesław Jakubiec, który z powodzeniem oswaja pozornie poważną i dla niektórych nudną sztukę operową. Na drugim miejscu znalazł się niezwykle odważny, szczery i najwierniej oddający prawdziwy charakter stand-upu Kacper Ruciński. Tuż za nim znalazł się Jacek Ziobro, który pozostawił pewne rozczarowanie faktem, że w części premierowej użył znanego już monologu, który wykonuje od lat. Panowie zachowali się niezwykle szowinistycznie i niepoprawnie zostawiając na szarym końcu jedyną kobietę – Kasię Piasecką. O jej przegranej zadecydowała najprawdopodobniej trema i dosyć przewidywalna tematyka zespołu napięcia przedmiesiączkowego, która pojawiła się w części premierowej i przyćmiła bardzo dobry pierwszy monolog i bezdyskusyjnie najlepszy komentarz do filmu.

Ryjek dotrzymuje kroku tendencjom w kabaretowym świecie. Organizatorzy sięgnęli po zdobywający coraz większą popularność stand-up, ale także nie zapomnieli o innym ważnym kierunku we współczesnym kabarecie. Improwizacje pojawiają się we wszystkich ważniejszych miastach. Coraz liczniejsze grupy tworzące scenki w oparciu o sugestie padające z widowni stają się znane i lubiane. Na Ryjku również podczas jednego z wieczorów każdy z publiczności mógł poczuć się jak twórca skeczy i kabaretowy reżyser. Nim jednak krakowska Grupa Ad Hoc dała wspaniały pokaz improwizacyjnych zdolności czekała jeszcze masa innych atrakcji.

Na środowy podwieczorek swój program przedstawili słynni Kresowiacy, czyli Kabaret pod Wyrwigroszem, który jest rówieśnikiem Ryjka, ale jeszcze nigdy nie wziął w nim udziału. Na razie oswajał się z tamtejszą publicznością znanymi i oklepanymi już numerami. Ale może w przyszłości odważy się podbić tę scenę nowościami. W końcu to wstyd, aby tak doświadczony kabaret nie miał w swoim CV Złotego Koryta, lub przynajmniej walki nie.

CZWARTEK
W czwartek festiwal był już na półmetku, choć według dawnego programu dopiero by się rozpoczynał. Młodszy brat Rybnickiej Jesieni Kabaretowej – Mały Ryjek obchodził czwarte urodziny. Do konkursu stanęło pięć młodych kabaretów, które zostały wybrane spośród 24 zgłoszeń. Po zmierzeniu się w 4 kategoriach kabaret Szarpanina zdecydowanie zostawił w szarym tyle Liquidmime, Czwartą Falę, Kałasznikof i Chyba. Ekipa ze Szczecina wygrała wszystkie kategorie nie pozostawiając konkurentom najmniejszych szans na wyrównanie punktacji. Startowanie w Małym Ryjku to nie tylko świetna zabawa i okazja do sprawdzenia swoich sił, ale także możliwość pokazania się. I to nie tylko publiczności, ale też tym, którzy rozdają karty w kabaretowym świecie. W efekcie Szarpanina już tydzień później wzięła udział w nagraniu do Kabaretowego Klubu Dwójki. Czy pojawi się za rok w Konkursie Głównym? Na odpowiedź musimy jeszcze poczekać. Szarpanina może mieć pewność, że oczy organizatorów i wielu fanów będą ją teraz bacznie obserwować.

Po Małym Ryjku i triumfie Szarpaniny scenę przejęło Zielonogórskie Zagłębie Kabaretowe. Kilkunastu artystów, wspaniałe stroje, klimatyczna scenografia i niezaprzeczalnie najlepszy repertuar kabaretowy – to właśnie spektakl „Miasteczko”. Widowisko to powrót do ponadczasowych i sentymentalnych piosenek Kabaretu Starszych Panów. Ogarnięciem całej tej zielonogórskiej artystycznej mieszanki zajął się Tomasz Łupak z Kabaretu Słuchajcie. W spektaklu każda postać ma swoje 5 minut, a każdy kabareciarz możliwość pokazania swoich umiejętności. Nikt nie znalazł się na tej scenie przez przypadek. Role, fabuła, aranżacja piosenek – wszystko jest dokładnie przemyślane i odpowiednio dopasowane. Wykonawcom „Miasteczka” udało się tchnąć w piosenki Przybory i Wasowskiego nowy oddech, nie pozbawiając ich klasyczności i oryginalnego charakteru. Takich perełek potrzeba nie tylko na Ryjku, ale również na innych, także telewizyjnych imprezach kabaretowych. Może świadczyć o tym fakt, że publiczność nagrodziła „Miasteczko” owacjami na stojąco. Starsi Panowie byliby z pewnością dumni.

PIĄTEK i SOBOTA
W weekend nadszedł moment, na który czekali wszyscy. Rozpoczął się Konkurs Główny XV Rybnickiej Jesieni Kabaretowej. Dziesięć kabaretów, niewyobrażalna liczba premierowych skeczy oraz ogromna dawka śmiechu i zaskakujących momentów do późnych godzin nocnych. Ryjek to święto kabaretu, a także niejako Kabaretowy Nowy Rok. Do tego festiwalu kabareciarze przygotowują się intensywniej niż do jakiegokolwiek innego występu. To właśnie w Rybniku ma swój początek to, co przez kolejny rok będzie działo się na scenach w całym kraju. Tu po raz pierwszy na światło dzienne wychodzą skecze, które trafiają do nowych programów najbardziej znanych kabaretów, które znajdą się w telewizyjnych programach, na nowych płytach DVD i będą bawić publiczność aż do kolejnej edycji festiwalu. Mimo że później skecze bardzo często ulegają ogromnym modyfikacjom i od wersji ryjkowej znacznie się różnią, to właśnie ten festiwal pobudza kreatywność, skłania do wytężonej pracy i jemu zawdzięczamy kabaretowe nowości.

Start w Ryjku, poza licznymi zaletami i niewątpliwie pozytywnymi stronami niesie ze sobą niemałe ryzyko. Tutaj nic się nie ukryje. Ryjek to wyzwanie, stanięcie twarzą w twarz z innymi kabaretami, które na co dzień są przyjaciółmi, ale także konkurentami oraz bardzo obeznaną publicznością. Śmiało można stwierdzić „Przyjedź na Ryjka, a powiem Ci, jakim jesteś kabareciarzem”.

Dla niektórych ujawnienie tej prawdy może okazać się bolesne. Przekonał się o tym Grzegorz Halama, który najprawdopodobniej zbagatelizował konkurs i nie docenił jego wagi. Każde z czterech jego wyjść na scenę sprawiało wrażenie, jakby tuż za zastawką Grzegorz dowiadywał się, jaka jest kategoria i improwizował cokolwiek na jej temat. Niestety nawet improwizacje są najczęściej o wiele śmieszniejsze. Przygoda Halamy z Ryjkiem zakończyła się niespodziewanie po pierwszym dniu. W sobotę na tablicy z jego punktacją pojawił się napis „walkower”, a sam artysta nie pojawił się wcale. Tak niesportowe zachowanie rozczarowało nie jednego fana. Z pewnością nikt „ nie wiedział, że tak będzie”.

Jako że o nieobecnych nie wypada mówić, przejdźmy do tych, którzy z klasą i humorem dotrwali do końca festiwalu. Kabaret Nowaki najwidoczniej polubił formułę konkursu i z przyjemnością pojawił się na nim kolejny raz. Wszystkie przedstawione przez Nowaków skecze były na równym, ale niestety dosyć przeciętnym poziomie. Niepokojące staje się, że Kamil Piróg i Tomek Marciniak coraz częściej są tylko tłem dla niepowtarzalnej i pierwszoplanowej Ady Borek. Wysoką liczbę punktów i spore brawa Nowaki zarobili skeczem w kategorii „Dom kultury”. W tym przypadku rzeczywiście cała trójka pokazała, co potrafi i zgarnęła zasłużone „dziesiątki”.

Tak wysokich not nie udało się ani razu zdobyć zielonogórskiemu projektowi „Wyszedł nad staw i zamyślony spojrzał na drzewo, którego nie było”. Pod tą zagadkową i z pewnością najdłuższą w historii nazwą kabaretu kryje się Władysław Sikora w towarzystwie innych kabareciarzy z Zielonej Góry, m.in. Słuchajcie, Słoiczek po cukrze. Formacja ta wystąpiła w zastępstwie kabaretu Adin. Udział w Ryjku Sikory, przez wielu uznawanego za kabaretowego guru, ojca chrzestnego wielu kabaretów i prawdziwy autorytet budził wiele zainteresowania i sporą ciekawość. Znany jest z ostrej i otwartej krytyki czołowych zespołów. Zastanawiające było więc, jak Sikora wypadnie w ocenach innych kabaretów, kiedy role się odwrócą. Tablica z wynikami projektu Wyszedł nad staw… pełna była trójek a ich skecze przeciętności. Kiedy na Ryjku ogląda się kilkadziesiąt skeczy w pamięci pozostaję tylko te najlepsze, najbardziej pomysłowe i wyjątkowe. Z ośmiu numerów przedstawionych przez zielonogórską ekipę w głowie nie został ani jeden. Zespół zabłysnął jedynie oryginalną i trudną do zapamiętania przez konferansjerów nazwą. Czyżby mistrza przerośli wszyscy uczniowie i regularnie krytykowani przez niego konkurenci?

Prawdziwym debiutantem na Rybnickiej Jesieni Kabaretowej był kabaret Weźrzesz, zeszłoroczny zwycięzca Małego Ryjka. Występ na jednej scenie i konkurowanie z największymi wyjadaczami kabaretowego środowiska to nie lada wyzwanie. Jak na pierwszy raz Weźrzesz wypadł całkiem nieźle, choć petard nie było. Festiwal ten to z pewnością kolejne doświadczenie i spora dawka nauki dla zespołu.

Czas przejść do zespołów, wśród których petardy wybuchały co chwilę. Paranienormalni podeszli do zadań niezwykle praktycznie. Większość przygotowanych skeczy z łatwością uda im się wpleść do nowego programu, a dzięki temu będzie on z pewnością sukcesem. „Sensacja”, w której wyśmiali wszelkie programy śniadaniowe szukające afer i atrakcji tam, gdzie ich nie ma, przeplatając je prognozą pogody i przepisami na niedzielny obiad, zebrała spore brawa. Punkt za Dorotę Gardias:) Nie obyło się też bez skeczy typowo „ryjkowych” i środowiskowych. Pojawiła się kolejna świetna postać stworzona przez Igora Kwiatkowskiego – niezbyt rozgarniętego młodzieńca, który potrafił niezwykle szczerze i prawdziwie powiedzieć kabareciarzom, jak postrzega ich przeciętny widz. Paranienormalni po raz kolejny pokazali, że mają ogromny dystans do siebie i innych.

Z dystansu znany jest kolejny przedstawiciel Zielonej Góry na Ryjku – kabaret Jurki, a przede wszystkim Marylka Litwin-Sobańska. Skecze, którymi Jurki wywołały prawdziwą furorę to „Sensacja”, w której powalający taniec Marylki przyćmił śpiewaną przez Wojtka Kamieńskiego piosenkę rzeźnika o grubej żonie. W kategorii „Hardcore” kabaret poszedł jeszcze dalej prezentując… prostytutkę zaproszoną na Ryjka przez organizatorów imprezy, aby urozmaicić kabareciarzom czas. Jurki pokazały się na naprawdę dobrym poziomie, udowadniając, że nie brak im pomysłów. Problemu nie stanowił brak Przemka „Saszy” Żejmo, którego zastąpił Bartek Klauzinski z Babeczek z Rodzynkiem.

Tuż za podium znaleźli się Łowcy.B. Praktycznie każdy ich skecz był zaskakującym pomysłem, z uczestnictwem niespodziewanych gości lub rekwizytów. Pojawiła się orkiestra górnicza w pełnym składzie ledwo mieszcząc się na scenie. W innych skeczach udział wziął m.in. kabaret Drzewo a gada, którego członkami są niepełnosprawni kabareciarze – Patryk Laksa i Jakub Nowrotek. Łowcy.B pomysłem zadziwili i wgnietli w fotele całą publiczność. Choroba, niepełnosprawność i kalectwo wciąż w Polsce są trudnym tematem tabu. Oba współpracujące przy tej okazji kabarety zrobiły kolejny krok do zmienienia tej sytuacji i wyśmiania niewłaściwych postaw wobec osób upośledzonych. Kolejnym niespodziewanym chwytem Łowców było zaproszenie na scenę Kabaretu Fraszka w kategorii „Ludzie marginesu”, przedstawiając ich jako margines kabaretu. Dla sporej części publiczności zagranie to mogło być nie do końca zrozumiałe. Pointa mówiąca o tym, ze zobaczenie Fraszki na Ryjku jest bezcenne nabiera sensu po wytłumaczeniu, że grupa ta miała kategoryczny zakaz występu na Festiwalu. Stało się tak decyzją głównego sponsora po jednym z kontrowersyjnych występów Fraszki kilka lat temu. Łowcy.B wyciągnęli Fraszkę marginesu, a sponsor ostatecznie odwołał swój zakaz. Ekipa w sweterkach przedstawiła także kukiełkową bajkę o warzywach. Nie obyło się również bez piosenki. Łowcy zdecydowanie zasłużyli na imponującą liczbę punktów, która co chwilę trafiała na ich konto.

Podium otwiera honorowy kabaret Limo. Poza trzecim miejscem ekipa z Trójmiasta zdobyła tytuł fair play, dzięki odkryciu i ujawnieniu, że nastąpił błąd w podliczaniu punktów i powinni oni znaleźć się na niższym miejscu w klasyfikacji. Po niezwykłym zwycięstwie tego kabaretu dwa lata temu oczekiwania zespołów i publiczności wobec Lima były naprawdę spore. Kabareciarze zaprezentowali na Ryjku bardzo różnorodne formy. Pojawił się stand-up, pełen kontrowersyjnych tematów dotyczących kościoła, w wykonaniu Abeladra Gizy. Nie zabrakło także tzw. shorta w kategorii „Ojciec ma zawsze rację”. Większość skeczy Lima krążyło wokół tematów delikatnych i powszechnie uważanych za kontrowersyjne. Było o żebrakach i molestowanych dzieciach w domu kultury. Na prawdziwy hardcore przyszedł czas w ostatniej kategorii. Limo przedstawiło scenkę, której akcja dzieje się w wawelskiej krypcie. Natychmiast po Ryjku skecz ten stał się głównym tematem wielu portali, blogów i pojawił się na ustach dziennikarzy, komentatorów i polityków. Wiele hałasu o nic. Wśród krytyków zabrakło zrozumienia specyfiki Festiwalu, kontekstu, jakim była kategoria „skecz hardcore” i zwykłego dystansu.

Wątpliwości w „śliskiej” kategorii nie pozostawił kabaret Smile. Zwierzenia kabareciarza były jedną z tych chwil, które sprawiają, że Ryjek jest niepowtarzalny. Zaskakujące rozwiązania techniczne i zmodyfikowany głos to jedynie dodatki do treści, dzięki której Smile zdobył same dziesiątki. Jak na hardcore przystało było wulgarnie, dosadnie i niezwykle szczerze. Andrzej „Duffy” Mierzejewski odkrył prawdę o relacjach między kabaretami, prawdziwym stosunku do Rybnickiej Jesieni Kabaretowej i konkurowaniu. „Niby zwycięstwo się nie liczy, ale za każdy punkt są ci w stanie nuż w plecy wbić”. I nie ważne na ile wszystkie „ujawnione fakty” są zgodne z rzeczywistością, ważne, że Smile zdeklasował w ten sposób konkurentów w tej kategorii. Nie był to jednak jedyny skecz, który zapewnił kabaretowi II miejsce. Smile wielokrotnie stworzył na scenie niesamowity klimat, który udzielał się publiczności. Wszyscy razem przeżywali horror w postaci wizyty u dentysty i uczyli się kultury, która znienacka atakowała każdego po przekroczeniu tajemniczego progu lub podróżowali tirem z niezwykłym kierowcą.

Największym i dla wielu niespodziewanym zwycięzcą Rybnickiej Jesieni Kabaretowej jest niezaprzeczalnie Ani Mru Mru. Od dłuższego czasu zauważalny był spadek formy tego kabaretu, jako zespołu. Fani często i nie bez przyczyny powtarzali znane „to już nie to samo Ani Mru Mru”. Zdecydowanie się na udział w Ryjku wzbudził ogromne zainteresowanie i ciekawość. Kabaret, który od dawna miał problem ze stworzeniem jakiegokolwiek nowego skeczu, pokazał 8 premierowych numerów. I to jakich! Od pierwszej kategorii Kabaret Ani Mru Mru udowodnił, kto rozdaje karty. Dziesiątki sypały się jedna po drugiej. Popularne Mrumry pokazały fenomenalny skecz z wykorzystaniem fluorescencyjnych lamp. Następnie kabareciarze wykazali się ogromnym dystansem do siebie i przedstawili własną interpretację „Lokomotywy” Tuwima. Pozostaje pytanie, czy skecz o skacowanym Ani Mru Mru podczas akcji „Cała Polska czyta dzieciom” jest zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Każdy kolejny skecz rozwiewał ostatnie wątpliwości tych, którzy jakimś cudem wciąż nie wierzyli w ekipę z Lublina. Wysokie noty pojawiły się także w kategorii „Ojciec ma zawsze rację”. Niemalże za każdym razem było niezwykle pomysłowo, oryginalnie i na poziomie godnym mistrzów. Jedyny potknięciem była ostatnia kategoria. W tym przypadku wyszło na jaw, że istnieją jednak tematy, których poruszanie w kabarecie nie jest najlepszym wyjściem, szczególnie, jeżeli nie ma się pomysłu na ich odpowiednie zaprezentowanie. Z pewnością takim tematem jest sprawa znanego psychopaty z Amstetten w formie zainscenizowania słabego i znanego kawału. Zdecydowane prowadzenie ostatecznie przypieczętował skecz „Dom kultury”, który, mimo że niezwykle środowiskowy, rozbawił absolutnie każdego. Kabaret Ani Mru Mru zaprezentował, na jakie trudności może trafić organizator kabaretonu, próbując ustalić, jakie zespoły na nim wystąpią. Mrumry obnażyły i uwypukliły obecną sytuację na rynku kabaretowym – fakt, że każda formacja należy do jakiejś agencji artystycznej, a zobowiązania z tego wynikające niejednokrotnie determinują, kto, z kim i gdzie zgodzi się zagrać. Wszystko zostało zapakowane w zgrabną metaforę stajni, na czele której stoją stajenni, kierującymi końmi pociągowymi oraz tymi, którym czasami ciężej dopchać się do wodopoju. Czasy dzikich koni i beztroskich źrebaków minęły bezpowrotnie. Każde zdanie wydawało się zaczerpnięte z rzeczywistych wydarzeń i wciąż wywoływało salwy śmiechu zarówno tych stajennych, którzy dysponują dużą ilością koni, jak i tych, których najsilniejsze kucyki postanowiły opuścić. Złote koryto kabaretów, publiczności oraz Tajnego Jurora w pełni zasłużenie trafiło do Lublina. Ani Mru Mru powraca!

A tak naprawdę zwycięzcami są wszyscy, którzy postanowili się pojawić na Rybnickiej Jesieni Kabaretowej i włożyli choć trochę wysiłku w to, aby ich obecność tam była twórcza, radosna i pokazała, że świat kabaretu jest pełen niezwykłych ludzi i inteligentnych działań. Pozostając w nomenklaturze, która za sprawą Ani Mru Mru z pewnością zakorzeni się w codziennym języku, wszystkie konie, które dobiegły do mety oraz ich stajenni mają ogromne powody do dumy i zadowolenia. Pozostaje tylko czekać na kolejną Wielką Pardubicką Ryjkową z nieśmiałym marzeniem, że wyścigom kabaretów nie będą musiały towarzyszyć wyścigi fanów o zdobycie biletów.

Tym, którym nie udało się pojawić w Rybniku, na tej wyjątkowej imprezie kabaretowej pozostaje wypatrywanie w Polsacie odcinków zrealizowanych podczas Gali Finałowej, choć tego, co dzieje się podczas Rybnickiej Jesieni Kabaretowej nie odda żadna kamera.

Matylda