Paranienormalni po krakowsku

Jak dobrać tematykę programu śniadaniowego , aby osiągnąć jak najwyższą oglądalność, jakie są obowiązki lekarza sportowego i jaki jest wzór na skuteczną reklamę. Tego wszystkiego w ramach przedsesyjnej powtórki mogli dowiedzieć się studenci wszelkich kierunków za sprawą niezawodnych Paranienormalnych.

Kraków od dłuższego czasu nie pojawiał się na mapie koncertowej Paranienormalnych. Dlatego tutejsi widzowie, mimo że często karmieni słusznymi dawkami kabaretowych rarytasów, na te odwiedziny czekali z niecierpliwością i szczególnym zainteresowaniem. Ciekawiło, jakie skecze znajdują się w granym przez nich obecnie programie, ile zobaczymy nowości nieznanych z telewizyjnych odsłon, a przede wszystkim, co niespodziewanego i niepowtarzalnego wydarzy się podczas środowego wieczoru w Klubie Studio. Bo Paranienormalni jak mało kto kojarzą się z otwartością i świetnym kontaktem z publicznością.

Na pierwszy skecz programu widownia musiała czekać ponad pół godziny. Nie było to jednak spowodowane spóźnieniem gwiazdy wieczoru. Wręcz przeciwnie – kabaret pojawił się na scenie punktualnie i od samego początku zaczął rozbawiać publiczność i poznawać się z nią. Wstępne przywitanie widzów, zapowiedź programu i niewielka rozgrzewka zazwyczaj zajmuje kilka minut. Paranienormalni rozbudowali tę część do sporego rozmiarów wspólnego stand-upu. Bez grama przegadania, dłużyzny i przeciągania na siłę. Za to z ogromną dawką spontaniczności, improwizacji i naturalności, która najwidoczniej sprawiała radość nie tylko widzom, ale też samym występującym. I choć część tematów mogą pamiętać widzowie, którzy na koncercie Paranienormalnych byli kilka lat temu, to całość przedstawiona jest tak lekko i ciekawie, że nie można narzekać na nudę lub zarzucać zespołowi braku nowym pomysłów.

Motyw wzajemnego dogryzania sobie przez kabareciarzy pojawia się nie tylko w pierwszej części koncertu, ale przewija się przez cały spektakl. W poszczególnych skeczach wciąż powraca się do drobnych uszczypliwości i przezwisk, a artyści nie ograniczają się do wygłaszania stałych kwestii będąc na scenie. Niejednokrotnie zza kulis wysuwa się czyjaś głowa i padają słowa zupełnie spontaniczne.

Repertuar zaproponowany przez Paranienormalnych składa się z serii najdziwniejszych postaci, z których każda ma w sobie coś charakterystycznego. Co ważniejsze, każda z nich ma w sobie to coś, czym zaskarbia sobie sympatię publiczności. Paranienormalni wyśmiewają medialną gonitwę za tanią sensacją, pokazują, że pogoda ducha i energia życiowa nie są zależne od wieku oraz że stan najbardziej niepozornych części garderoby może mieć wpływ na nasze życie towarzyskie. Za sprawą jednego tylko artysty na scenie pojawiają się znane osobistości i uwielbiani kabaretowi bohaterowie. Igor Kwiatkowski nie przestaje zaskakiwać, a jego najnowsza parodia Roberta Makłowicza to rola zasługująca na niejedną aktorską nagrodę.

Spektakl od początku ma dosyć szybkie tempo. Dynamika spada dopiero w momencie, gdy na scenie pojawia się wywołany przez publiczność Jacek Balcerzak. Początkowa euforia widowni z czasem przeradza się w jej znużenie przeciągającym się skeczem. Sytuacji nie ratuje także tajna broń Paranienormalnych, z którą zespół żegna się od kilku dobrych lat. Koniec Marioli Paranienormalni zapowiadali już dawno, ale ciężko rozstać się z postacią, która zaprowadziła kabaret na szczyty popularności i z którą wciąż są kojarzeni. Reakcje publiczności są jednak jasną podpowiedzią, że o wiele bardziej cenione są świeże pomysły i nowi bohaterowie, z których kreowaniem Paranienormalni nie mają przecież najmniejszego problemu.

Paranienormalni podczas odwiedzin w Klubie Studio potwierdzili swoją silną pozycje w kabaretowym świecie. Publiczność przekonała się, że każdy koncert kabaretu to niepowtarzalny spektakl, a znajomość telewizyjnych wersji skeczów nie ma nic wspólnego z faktyczną znajomością temperamentu i zdolności artystów. Oni natomiast wykazali się znajomością lokalnych tematów i krakowskiej rzeczywistości, a za postulat zwiększenia liczby tramwajów na Ruczaj i dokończenia budowy „Szkieletora” pan Pelagiusz, czyli Michał Paszczyk oraz reszta zespołu zawsze będą w Krakowie mile widziani.

Katarzyna Matylda Kaczerowska