Kabaretowy Klub Dwójki znów na wakacjach
Pierwsze skojarzenia z wakacjami? Góry, morze, jezioro… I właśnie na tak prostych pomysłach oparto w tym roku kolejny Kabaretowy Klub Dwójki na Wakacjach, czyli kabareton w formacie znanym z cotygodniowych odcinków w TVP2, przeniesiony do szczecińskiego amfiteatru.
Kabareton składał się tradycyjnie z trzech części, z których każda dotyczyć miała innego regionu, w którym można spędzać wakacje. Najpierw Robert Górski i Marcin Wójcik zabrali nas nad morze, gdzie główną atrakcją był Pan Stanisław na pontonie. Następnie spędziliśmy godzinę na Mazurach, gdzie dzięki Neo-Nówce zrobiło się trochę bardziej politycznie. A na koniec widzowie zostali zabrani w góry przy akompaniamencie Grupy MoCarta.
Każdą z kolejnych odsłon imprezy rozpoczynał krótki wywiad Kamila Nosela z Radia Zet z niektórymi artystami wieczoru. Rozmowy nie wnosiły jednak niczego ciekawego do programu i sprowadzały się jedynie do wciśniętej na siłę reklamy patrona medialnego. Po kilku minutach dla Radia Zet kabareton nareszcie mógł się rozpocząć tradycyjnym prologiem. Już od początku stało się jasne, że przy przygotowaniu wakacyjnego Klubu poświęcono dużo uwagi scenografii i choreografii. Artyści przywitali nas na pływającym po scenie jachcie w towarzystwie mew na patyku, trzymanych przez siedzących przed sceną wolontariuszy. Na pokładzie w rytm pierwszej piosenki tańczyli nawet członkowie pozornie tradycyjnej Grupy MoCarta.
Pierwsza część szczecińskiego kabaretonu zdominowana została przez Kabaret Moralnego Niepokoju, a właściwie duet Roberta Górskiego i Mikołaja Cieślaka, którzy przedstawili kulisy ciężkiej pracy w radiu i przypomnieli o trochę zapomnianej formie słuchowiska radiowego. Druga perełką tej odsłony był skecz kabaretu Smile, który powrócił do uwielbianej postaci Pana Stanisława – króla sucharów i mistrza w irytowaniu na środku oceanu. Na scenie pojawił się także kabaret Szarpanina, który przedstawił, jakie atrakcje mogą czekać Niemców podczas wycieczki po Polsce. W kolejnych odsłonach kabaret ten pokazał również wersję dla Rosjan. I ciężko nie skojarzyć formy i charakteru tych scen i rodzaju humoru z Kabaretem Moralnego Niepokoju. Jak naśladować , to najlepszych. I choć ta widoczna inspiracja jest bardzo udana, należy pamiętać, że Moralny Niepokój nie potrzebuje jeszcze następców.
Ciekawym rozwiązaniem pierwszej części Klubu na wakacjach był także skecz kabaretu Jurki, który został przeniesiony na widownię. Scenki, których część akcji toczy się między publicznością to już nie nowość. Taka forma zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem i nieprzewidywalnością, dlatego wydaje się ciekawym urozmaiceniem. Dobrze, gdyby urozmaiceniu uległa także tematyka skeczów Jurków, bo kolejne małżeńskie sceny o grubej babie i zaniedbanym facecie niestety nie zachwycają. Nadmorska część koncertu zakończyła się wysokim C, ponieważ na scenie pojawił się „niezatapialny czteromasztowiec” w postaci niezawodnej Grupy MoCarta, która powróciła jeszcze w góralskim wydaniu. Zespół potwierdził, że jest fantastyczny w tworzeniu utworów na określony temat, który nawiązuje do konwencji kabaretonu.
W kolejnych częściach również nie zabrakło skeczy na wysokim poziomie. Smile w drugiej odsłonie wywołał równie głośne, chociaż mniej spontaniczne reakcje. Skecz ujawniający kulisy wielkich produkcji na żywo i pracy warm-uppera podczas popularnych talent show był strzałem w dziesiątkę. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że realizacje kabaretowe nie doczekają czasów, kiedy reakcje publiczności będą efektem poleceń zapisanych na tabliczkach. Z kolei za sprawą Ani Mru Mru dowiedzieliśmy się, że zachowania dzieci w szkole i seniorów z fantazją niewiele się różnią. Syn na dywaniku u dyrektora domu spokojnej starości to kolejny hit w wykonaniu Wójcików.
Smile i Ani Mru Mru zaprezentowali się dobrze nie tylko w osobnych odsłonach. Kabarety te rozbawiły publiczność także wspólną piosenką. Tworząc zgrany boysband prześmiewczo skomentowali poziom gry naszej reprezentacji i wyjaśnili, o co tak naprawdę chodzi w prawdziwym futbolu.
Odważnie zaprezentowała się także dawno niewidziana Neo-Nówka. Za jej sprawą do kabaretonu przemycono całkiem sporo treści politycznych, które dzięki przeniesieniu do lat 80. i przebraniu bohaterów w punkowe stroje, nabrały jeszcze śmieszniejszej formy. Neo-Nówka jak zwykle wie, jak przedstawić bolesną prawdę we właściwy i śmieszny sposób. Tym razem Radek Bielecki popisał się nie tylko zdolnościami wokalnymi, ale także tanecznymi, co potwierdził podczas trzykrotnego bisowania.
Na koniec sceną znów zawładnął Kabaret Moralnego Niepokoju, któremu tym razem towarzyszyła kolejna aktorka – Magdalena Stużyńska. Zespół wraz z nową artystką zebrał bardzo żywiołowe reakcje i sprawiał wrażenie dobrze zgranego.
Kabareton przeplatany był różnorodnymi formami, z których część urozmaicała koncert, a część zupełnie do niego nie pasowała. Właściwym rozwiązaniem wydawały się taneczne przerywniki, które pozwalały na zmianę scenografii i nawiązywały do tematów poszczególnych części koncertu. Nie zabrakło również nawiązania do zakończonego niedawno Euro. Członkowie poszczególnych kabaretów w satyryczny sposób ujęli, w jakim celu kibice z innych krajów mogliby wracać do Polski. I niestety nie był to zachwyt naszym krajem i gościnnością Polaków, a raczej pozostawiona w hotelu ładowarka do telefonu, chęć wykupu ziemi przez Niemców, czy włoska zemsta na kucharzu za niedobry żurek. Nie zabrakło również tradycyjnych posiedzeń rządu. Tym razem przez chwilę w materiale filmowym pojawił się także prawdziwy premier.
Wśród nietrafionych pomysłów należy przede wszystkim zwrócić uwagę na absurdalny występ tancerza na rurze. Nie wspominając o wątpliwych walorach estetycznych tego epizodu, był on po prostu zupełnie niepasującym elementem, którego umieszczenie w programie nie znajduje żadnego uzasadnienia.
Pomyłką okazał się również wybór finałowej piosenki. Odpowiedni wykonawca i właściwy tytuł piosenki to niestety nie wszystko, aby uznać ją za sukces. Wzorem odcinków studyjnych, na koniec wystąpił artysta nie-kabaretowy. Był nim Damian Ukeje – zwycięzca programu The Voice of Poland, który wykonał piosenkę „Polska” zespołu Kult. Utwór o Bałtyku śmierdzącym ropą naftową, zarzyganych chodnikach, pijanych menelach i brzydkich dworcach nie wydaje się być właściwym podsumowaniem programu opowiadającego o tym, jak pięknie i miło można spędzić wakacje w naszym kraju.
Jedną piosenką udało się przekreślić całą pozytywną energię, którą udało się artystom wytworzyć przez ponad trzygodzinny kabareton. A szkoda, bo tegoroczny Kabaretowy Klub na Wakacjach, dzięki wysiłkom kabaretów i naturalnemu luzowi prowadzących można by uznać za naprawdę udany.