Nocny Kabaret ON
„Kabaret ON” w Opolu, będący od lat nieodłączną częścią Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej, to prestiżowa impreza, na której znaleźć chciałby się każdy zespół. Tegoroczna edycja miała być pokazem komicznych zdolności kabaretów z najwyższej półki – z dużym dorobkiem, doświadczeniem na telewizyjnych scenach i łatwością w radzeniu sobie z dużą publicznością. I rzeczywiście, w Opolu znalazły się najbardziej popularne kabarety, które musiały się wykazać nie lada umiejętnościami… walki o widzów, których w nowo otwartym amfiteatrze z minuty na minutę było coraz mniej.
Kabareton w Opolu wzięła na siebie Neo-Nówka. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o podjęcie się roli prowadzących wieczoru, a o zdecydowane zdominowanie go. Zespół, który decyduje się na bycie gospodarzem imprezy, ma za zadanie zapowiadać kolejne kabarety i stworzyć fabułę, która spaja kolejne scenki. W Opolu pierwsza część Festiwalu sprawiała wrażenie recitalu Neo-Nówki, który co jakiś czas przerywały występy innych zespołów. Były to skecze na bardzo dobrym poziomie, jednak taka forma wpłynęła na wolne tempo imprezy. Na tego typu koncertach, szczególnie o tak późnych porach, energia, szybkie zmiany i dynamiczna konferansjerka są niezbędne. Świetne gagi, kolejna mądra piosenka i odważne polityczne żarty nie sprawdziły się w tej konwencji tak, jak powinny. Neo-Nówka miała dobry pomysł, który zagubił się przez to, że kabaret ten chciał za dużo na raz. Lepszym rozwiązaniem byłoby skupienie się na jednym – skeczach lub scenkach związanych z prowadzeniem. W opolskim amfiteatrze pojawił się także niezawodny zespół Żarówki, który z powodzeniem zadbał o oprawę muzyczną i odpowiednie brzmienie, o którym nie można zapominać podczas najsłynniejszego festiwalu muzycznego w Polsce.
Do typowej dla Neo-Nówki politycznej tematyki doskonale pasował Kabaret Moralnego Niepokoju. Premierowy skecz „Kukły” to bardzo odważny i trafny komentarz do atmosfery panującej w mediach i na szczytach władzy. Panowie z KMN po odejściu Katarzyny Pakosińskiej zrobili się jeszcze bardziej bezpośredni i dosadni. Nie oszczędzając żadnej z politycznych opcji i nie bojąc się wymieniać konkretnych nazwisk, „jadą po bandzie” nie przekraczając granicy tego, co wypada.
Z klasą i wyrafinowanym stylem zaprezentowała się także Grupa MoCarta. I to nie zaskakuje nikogo, kto choć raz widział, co ten kwartet potrafi zrobić z połączenia muzyki klasycznej i kabaretu. Nie oznacza to jednak, że obyło się bez zaskoczeń. MoCarci wprawili publiczność w osłupienie przedstawiając przedmioty, które mogą przydać się muzykowi na scenie. Rakietka i piłeczka ping-pongowa czy zwykły balon, w rękach muzycznych mistrzów, mogą z powodzeniem zastąpić instrumenty i wygrać najbardziej znane melodie.
Kolejnym artystą wieczoru był Krzysztof Piasecki, którego występ dla wielu okazał się być ostatnim. Jego wyjście na scenę poskutkowało opuszczeniem amfiteatru przez wielu widzów. Publiczność najwyraźniej nie chce się bawić przy popularnych i nienajlepszych kawałach, które od lat opowiadane są podczas towarzyskich spotkań i zna je większość Polaków. Monolog Piaseckiego przypominał słaby odcinek „Maratonu uśmiechu” przeplatywany próbami nawiązania kontaktu z publicznością, która potraktowała te kilka minut jako przerwę lub motywację do udania się spać. W końcu godzina była już późna.
I właśnie po tak słabym występie i o tak późnej porze przyszedł czas na dwa kabarety, które mogły okazać się jednymi z lepszych na tegorocznym opolskim kabaretonie. Mogły, gdyby nie fakt, że zmuszone były grać do zniechęconej publiczności świecącej pustkami. Debiutujący w Opolu Kabaret Skeczów Męczących, utrzymując się w typowej dla niego tematyce i formie, przedstawił skecz „Kieszonkowcy”. Kielczanie upodobali sobie najbardziej popularne w współcześnie motywy żuli, biedaków i wieśniaków, które niestety pojawiają się niemal w każdym kabarecie. W ich wersjach występują nieporadne, pocieszne fajtłapy, które często budzą pewną sympatię. Tym razem po raz pierwszy mogliśmy poznać Buźkę i Zęba, którzy nie grzeszyli intelektem, za to kilka razy udało im się obudzić trudną publiczność. Ważne tylko, aby ta konsekwencja w doborze postaci nie sprawiła, że widzowie zapomną, jak członkowie Kabaretu Skeczów Męczących wyglądają bez krzywego zgryzu
i dziwacznych min. I oby KSM nie uznał tej formy rozśmieszania ze jedyną skuteczną i pozytywnie zaskakiwał publiczność postaciami i środkami wyrazu, których fani wciąż się po nich nie spodziewają. Na sam koniec resztce wytrwałej publiczności pokazał się Kabaret pod Wyrwigroszem. Znana czwórka z Kresów dyskutowała o stanie polskich dróg i próbowała wziąć tę sprawę w swoje ręce. Zarówno ten występ jak i wiele innych ciekawych momentów podczas kabaretonu, a nade wszystko jego finał, to powody, dla których osoby, które wyszły z koncertu, lub wyłączyły telewizory, mają czego żałować.
Neo-Nówka w Opolu starała się przybliżyć kulisy przygotowań do polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej. Kabaret ON pokazał, że przewodniczenie na polskiej scenie kabaretowej wcale nie jest takie łatwe, podobnie jak zrobienie dobrego festiwalu, mając do dyspozycji zdolne, czołowe zespoły. Kabareton jest formą układanki. Sztuką jest ułożenie wszystkich, nawet najlepszych elementów w odpowiednich proporcjach i kolejności, a także odłożenie tych, które są z całkiem innego zestawu i nie pasują do pozostałych.