Jebudu – czyli hardcore ze smakiem
Czym jest Jebudu? Najczęściej jest to wyraz dźwiękonaśladowczy opisujący uderzenie lub upadek. Tym razem Jebudu to tytuł nowego programu krakowskiego kabaretu PUK. Programu, który może być wszystkim, ale z pewnością nie upadkiem tego zespołu.
Kabaret PUK grał w Rotundzie wiele razy i zna tę scenę jak własną kieszeń. 6 maja artyści odkryli ją ponownie, a także dali się poznać na nowo i od całkiem innej strony. Zespół po raz pierwszy zagrał swój nowy program i po raz pierwszy do tego stopnia porwał publiczność. Agata Słowicka, Alan Pakosz, Karol Bulski, Tomek Biskup i Michał Próchniewicz dotychczas grzeczni, ułożeni i poprawni wreszcie pokazali pazur, jakiego w polskim kabarecie jeszcze nie było.
Program „Jebudu” to mieszanka seksu, wulgaryzmów, odwagi i kontrowersji. Jednym słowem niezły hardcore. Ktoś powie, że takich tematów jest na polskiej scenie kabaretowej w nadmiarze. I trudno się z tym nie zgodzić. W wersji PUKów nie dochodzi jednak do przekroczenia bariery, za którą dawno już wylądowało wiele grup. Wszystko utrzymane jest w granicach dobrego smaku, przedstawione jest z klasą i pomysłem. Słusznie zarzuca się kabaretom zbyt częste stosowanie przekleństw, ale tylko wtedy, gdy nieprzyzwoite słowa używane są do wzmocnienia słabej pointy i ratowania nieudanych żartów łatwymi chwytami. W „Jebudu” każde słowo, które wymagałoby cenzury zastosowane jest w określonym celu, jest uzasadnione, a przez to zabawne. Seks, poruszony w programie w niemalże każdym możliwym kontekście, traktowany jest niezwykle bezpośrednio, jak w przypadku skeczu o problemach z potencją, lub z nutą namiętności, co nietrudno osiągnąć mając do dyspozycji urok Agaty Słowickiej i jej głos.
Mając świadomość dotychczasowego profilu i charakteru zespołu, ta przemiana jest szokiem dla każdego, kto myślał, że zna kabaret PUK. Poprzednie programy, mimo że na wysokim poziomie i z pomysłem, wydają się być teraz gorsetem, lub za ciasno zawiązanym krawatem, który wreszcie udało się rozluźnić. Kabaret, nie rezygnując z dbałości o przygotowanie aktorskie i precyzję, pozwolił sobie na coś, na co najwyraźniej od dłuższego czasu miał ochotę. Ta rewolucja najlepiej wpłynęła na Tomka Biskupa, który wreszcie miał okazję pokazać, co potrafi. Niby niepozorny, zazwyczaj drugoplanowy, a za każdym razem potrafił skupić na sobie uwagę. W jego przypadku najistotniejsza wydaje się jednak całkiem inna zmiana – Tomek po raz pierwszy nie zadzierał nosa, nie patrzył na widzów z nieprzyjemną wyższością, co bardzo często przeszkadzało w polubieniu jego dotychczasowych postaci.
Nowa konwencja pozwoliła PUKom na sięgnięcie do tego, co potrafią najlepiej, czyli improwizacji. Częste zwracanie się do widza, przełamywanie czwartej ściany w dosyć niekonwencjonalny dla sceny, ale tradycyjny dla naszego narodu sposób oraz odwaga do kombinowania i tworzenia części scenek na bieżąco to dodatkowe plusy tego wieczoru. Zespół zapewnił dobrą zabawę nie tylko licznej publiczności, ale także samym sobie, czego najlepszym przykładem był chichoczący przy pianinie Karol Bulski. On również miał na scenie swoje pięć minut, chociaż doskonale wie, że „prawdziwą gwiazdą jest się także po występie”.
A po występie przyjdzie czas na ciężką pracę i szlifowanie tego, co odmieniony Kabaret PUK postanowił pokazać krakowskiej publiczności. Na pewno warto będzie skupić się na dopracowaniu kilku point, czy dynamice, która uciekała w kilku momentach. Jedno jest pewne – nikt nie powinien nazywać ich już początkującym, czy startującym kabaretem. PUK to powiew świeżości i ogromna masa nowych pomysłów, a przede wszystkim zespół, który pokazał, że potrafi być różnorodny i odważny.
Katarzyna Matylda Kaczerowska